Zwyczaj gromadnego witania Nowego Roku na placu Piłsudskiego w Stalowej Woli datuje się od 31 grudnia 1994 r. Ówczesny prezydent miasta Andrzej Gajec po raz pierwszy zaprosił wtedy mieszkańców na sylwester pod chmurką.
Były to czasy, gdy sylwestrowe bale odbywały się jeszcze w Miejskim Domu Kultury (tańczono w holu, a stoły ustawiano w korytarzu przed wejściem na salę widowiskową i w… szatni). Na placu były pokazy fajerwerków i muzyka. Tradycją też się stało, że kolejni prezydenci składali noworoczne życzenia z balkonu MDK. Ale po 17 latach, pod koniec 2011 r. prezydent Andrzej Szlęzak zrezygnował z urządzania plenerowego sylwestra na placu.
– To, co widzimy na tym placu, wzbudza odruchy wymiotne. To się mija z celem, żeby stwarzać warunki, by się zeszła grupa paru tysięcy osób, i żeby działo się tam to, co do tej pory się działo: przetaczające się tłumy pijanych małolatów – mówił „Sztafecie” prezydent.
Do tradycji sylwestra na placu Piłsudskiego wrócił 31 grudnia 2015 r. prezydent Lucjusz Nadbereżny. Program zabawy został wtedy rozbudowany i uatrakcyjniony. Powrócił też konkurs dla uczestników sylwestra: z butelek po szklanych napojach (z karteczkami z danymi uczestnika w środku) wrzuconych do specjalnych pojemników losowano po Nowym Roku nazwiska osób, którym przypadły fundowane przez miasto nagrody.
Naga prawda o stalowowolskich sylwestrach jest też i taka, że 1 stycznia, zaraz po wybiciu 2012 r., dwójka golasów obiegła tzw. rondo koło hotelu „Stal”.
– Zaczęły ostro strzelać fajerwerki, wychyliłem się przez okno i zobaczyłem dwie nagie postacie biegnące wokół ronda. Na pewno jeden to był facet, druga to chyba była baba, ale głowy nie dam, bo było za daleko. Przebiegli rundkę, stanęli i zaczęli się ubierać – opowiadał „Sztafecie” pan Henryk, który z X piętra pobliskiego wieżowca obserwował ten noworoczny popis.
(raj)