Przed wigilią odbywało się generalne sprzątanie. W dawnych czasach przed wieczerzą w czterech rogach sali, w której ucztowano, umieszczano cztery snopy zbóż. Czyniono tak zarówno na wsiach, jak i we dworach. Stół wigilijny przykrywano wcześniej białym prześcieradłem, potem do praktyki wszedł obrus. W dzień wigilii obowiązywał ścisły post. Bywało dawniej, że tego dnia do kolacji nie jadano nic, co najwyżej pito wodę. Także w czasie wieczerzy podawano tylko potrawy postne, w liczbie nieparzystej.
W naszym regionie na pośnik podawano kaszę jęczmienną, gryczaną, jaglaną, barszcz, kapustę z grzybami, gotowany susz owocowy, placki pszenne z mąki razowej pytlowanej. Wieczerza wigilijna składała się w chłopskich domach zwykle z potraw siedmiu, bogatsi spożywali dziewięć, a panowie we dworach jedenaście potraw. Kiedyś uważano, że ilu kto potraw nie skosztuje, tyle go przyjemności w ciągu roku ominie.
Zwyczaj nakazywał, aby do pośnika zasiadała parzysta liczba ludzi. Zygmunt Wierzchowski, który opisywał zwyczaje Lasowiaków, pisał, że zasiadając do wieczerzy jedzą wszyscy opłatek z chlebem, przy czym, w rodzinach nieco okrzesanych, składają sobie życzenia wzajemne i potem częstują się wódką paloną z miodem. I to się powtarza podczas wieczerzy i po niej. Ci zaś, którzy się wódki „wyrzekli” piją natomiast piwo.
Dziś przy stole wigilijnym uczestnicy pośnika dzielą się opłatkiem i składają sobie życzenia. Zwyczaj dzielenia się opłatkiem przeniesiony został do zakładów pracy i na zakładowe przedwigilijne spotkania, jakie niektóre firmy urządzają w stołówkach, barach czy restauracjach. Na ogół dziś przestrzega się w domach katolickich postu, ale nie tak radykalnego, jak dawniej. Potrawy podawane na stół wigilijny przyrządzane są bez mięsa, wyłączywszy mięso ryby.
Wróżby na cały rok
Dawniej na wsi, również i lasowiackiej, istniał zwyczaj, że po uczcie wigilijnej, ze słomy snopów, jakie stały w izbie biesiadnej, kręcono małe powrósła, a potem w sadzie owiązywano nimi drzewa owocowe wierząc, że będą lepiej rodziły. Wspomniany Wierzchowski opisuje ten zwyczaj tak: Po pośniku wychodzi gospodarz do ogrodu (…) z żoną swą, która trzyma odrobinę ciasta w rękach powalanych ciastem. Gospodarz przykłada do każdego drzewa owocowego siekierę i mówi: „Zetne cie, Kieś mi krzaku nie urodził łowocu na wigiliją!”. Gospodyni zaś prosi o wybaczenie: „Nie ścinaj ze Mie, to ci na drugi rok dużo łowocu urodze!”. Po takiej obietnicy gospodarz obwiązuje to drzewo powrósłem, a kobieta smaruje je ciastem pod tym powrósłem.
Dawniej Lasowiacy po zakończonej kolacji wigilijnej uprawiali różne wróżby. Gospodarz domu rzucał źdźbła słomy do powały, ile się ich pozostało w szparach, tyle on kop zboża zbierze w przyszłym roku. Resztki jedzenia kładli pod cztery węgły domu, żeby w domu nigdy nie brakowało chleba. Dziewczęta zbierały trzaski z podwórza i liczyły; która miała ich parzystą ilość w przyszłym roku wyjdzie za mąż. Liczyły też kołki w płocie i z pary naliczały sobie rychłe zamęście. Wysypywały śmieci na dworze, a wiatr, który je poniósł wskazywał, skąd przybędzie narzeczony. Młodzi wykrzykiwali na dworze, a skąd doleci echo stamtąd przyjdzie mąż albo żona. Dziewczęta, bywało, biegły do studni z naczyniami po wodę z nadzieją, że zamiast wody przyniosą wino. Dziś te wróżby poszły w zapomnienie.
Dawniej w Polsce, w domach zamożniejszych panie rozdawały w dniu tym „kolędę”, czyli podarki swej czeladzi i dobrze prowadzącym się dziewczętom ze wsi. Dziś ten zwyczaj jest powszechny, przy czym biesiadnicy obdarowują się wzajemnie. Podarki zwykle układa się pod choinką, na każdym zapisuje się adresata.
Przed laty, po spożyciu wieczerzy wigilijnej, zarówno w chacie jak i w pańskim dworze, zebrani biesiadnicy spędzali resztę wieczora na śpiewaniu kolęd o narodzeniu Jezusa. Dziś ten zwyczaj jeszcze jest kultywowany w wielu domach, ale też zamiast śpiewu, ucztujący przy stole rozmawiają, a z płyt płyną kolędy wykonywane przez profesjonalne zespoły, czy piosenkarzy.
Dionizy Garbacz