– Chodziliśmy dzisiaj po zakładzie, i muszę powiedzieć, że w porównaniu z tym, co było tu w naszych czasach, to dziś jest kosmos. To, co się stało w Hucie Stalowa Wola w ostatnich latach, to spełnianie marzeń. I myślimy, że jakaś cząstka tych dzisiejszych sukcesów jest też naszą zasługą – tak Stanisław Wójcik, były dyrektor dawnego Z-5, wojskowego wydziału HSW, mówił do prezesa zarządu Huty Jana Szwedy po zakończeniu wycieczki członków stalowowolskiego oddziału Stowarzyszenia Inżynierów Techników Mechaników Polskich, którzy po latach oglądali swój nowy/stary zakład.
Dla niektórych z nich zobaczenie go od środka było pierwszą wizytą w tym miejscu po latach od odejścia z HSW. Grupę ok. 45 simpowców przywitał prezes Jan Szwedo, a szczególnie witał byłego prezesa Huty Antoniego Rusinka, który – jak to podkreślił Szwedo – „przyjmował mnie tu do pracy 15 lat temu”.
Uczestnicy wycieczki obejrzeli najpierw prezentację przedstawiającą historię i dzień dzisiejszy Huty Stalowa Wola oraz całą gamę jej wojskowych wyrobów, na czele z potężną 155 mm armatohaubicą Krab i 120 mm moździerzem Rak.
Wszystko jawne, poza Borsukiem
Następnie ruszyli na olbrzymią halę zakładu, oglądając kolejne fazy procesu produkcyjnego, m.in. dumę HSW, czyli nowoczesną lufownię (powstają tu lufy kalibru od 30 do 155 mm i maksymalnej długości blisko 8,2 m!). Oglądali również zrobotyzowaną linię produkcyjną przeznaczoną do spawania korpusów podwozi haubic, bojowych wozów piechoty i różnego typu systemów wieżowych. Tylko montowanego właśnie w HSW nowego „bewupa” Borsuk nie mogli zobaczyć, bo prace przy nim przebiegały na stanowisku przy, dosłownie, zasłoniętej kurtynie.
Niektórzy z obecnych pracowników witali się z dawnymi kolegami, a ci wspominali swoje czasy w tym zakładzie.
„Tego co jest dzisiaj, nie da się porównać z naszymi czasami”, „Teraz mają tu cieplarniane warunki”, „To światowy poziom” – to tylko niektóre z komentarzy dawnych pracowników HSW. Niektórzy mieli też problemy z rozpoznaniem swych starych miejsc pracy, bo tak zmieniło się ich otocznie i wygląd. A na zakończenie był obiad i… wymiana upominków.
HSW jak… pierwsza dziewczyna
Stanisław Wójcik wręczył prezesowi Janowi Szwedzie statuetkę „orła” z herbem Stalowej Woli.
– Huta była dla wielu z nas jak pierwsza dziewczyna, pamięta się ją bardzo długo. Czytamy dziś o Hucie w gazetach, w Internecie i cieszymy się jej sukcesami.
Praca w HSW pozostanie w nas do końca życia, bo to była nasza młodość, nasze sukcesy, czasem porażki. Tutaj uczyliśmy się, a nie ukrywam, że mieliśmy wspaniałych nauczycieli jak dyrektor Zdzisław Malicki – mówił Stanisław Wójcik.
Dodał też, że simpowcy uważnie obserwowali latem br., kto zostanie nowym prezesem HSW i bardzo cieszą się, że został nim ponownie człowiek ze Stalowej Woli.
– Dlatego, że ci wszyscy ludzie z zewnątrz, spadochroniarze, tak ich nazwijmy, nie czują tego zakładu. Natomiast człowiek stąd, nigdy nie zrobi mu świństwa, bo wie, że jak wyjdzie na rynek, na ulice Stalowej Woli, to będzie patrzył w oczy swoim pracownikom. A pan jest stąd, z tego zakładu. Życzę panu zdrowia, wytrzymałości i optymizmu, bo czasy są trudne – dodał Stanisław Wójcik, wręczając „orła” prezesowi Szwedzie.
A ten dziękował z kolei dawnym pracownikom i kadrze HSW.
– Dziękuję za to, co oddziedziczyliśmy po was, za waszą pracę, dzięki której możemy rozwijać nasz zakład. Jesteśmy zaszczyceni, że możemy kontynuować w HSW wasze tradycje produkcji wojskowej na wysokim poziomie – powiedział prezes Szwedo. A byłemu prezesowi Antoniemu Rusinkowi wręczył model sztandarowego obecnie wyrobu HSW, czyli armatohaubicy Krab.
Serce się raduje
Po zakończeniu spotkania „Sztafeta” poprosiła Antoniego Rusinka o komentarz do tego, co zobaczył dziś w HSW (odszedł z niej w 2016 r.). Były prezes zaczął jednak od wspomnień.
– Przepracowałem tu 40 lat, były i dobre, i ciężkie czasy. Najtrudniej, gdy MON nie składał w Hucie zamówień i mówiono nam, byśmy zapomnieli o produkcji wojskowej. Ale wysiłkiem zdeterminowanej kadry i załogi przetrwaliśmy i ten bardzo zły czas. Na widok tego, co dzisiaj tu zobaczyłem, to serce się raduje, że ten zakład przeszedł taką metamorfozę. Polska powinna się nim szczycić i promować jego wyroby – podkreślił Antoni Rusinek.
Gdzie będzie nowa linia Krabów
A pytany o decyzję Polskiej Grupy Zbrojeniowej w sprawie uruchomienia nie w Stalowej Woli, ale w Gliwicach drugiej linii produkcyjnej haubicy Krab, odpowiedział, że tu powinien decydować zdrowy rozsądek.
– Dla mnie argumentacja, ze Stalowa Wola jest za blisko niebezpiecznej dzisiaj wschodniej granicy i wojny w Ukrainie, jest żadną argumentacją, bo dla dzisiejszych środków rażenia nie jest to problemem. To w Stalowej Woli włożono tyle pracy w program haubicy Krab, tyle dokonano inwestycji w park maszynowy i kwalifikacje załogi, tyle wprowadzono nowych rozwiązań konstrukcyjnych, że dla mnie wybór Huty jest sprawą oczywistą. Oczekuję zatem coraz więcej produkcji wojskowej w HSW – odpowiedział Antoni Rusinek.
Tylko szkoda że Z5 odpuściło Z2 a kupuje zakłady mniej rokujące w innych miastach