Rozmowa z MARIANEM TADEUSZEM KARASIEM, tarnobrzeskim satyrykiem, autorem fraszek i aforyzmów zamieszczanych w „Sztafecie”
– „Słowo się rzekło. Igraszki z myślą” to druga Twoja drukowana satyryczna publikacja po… 27 latach(!) od wydania premierowych „Igraszek satyra”. Ta zwłoka to na poważnie, czy to miał być jakiś żart?
– Jak najbardziej na poważnie. No cóż, satyra jest oczywiście wolna jak ptak, ale i powolna czasem jak żółw, a nawet cierpi na zwłokę. Był przez te lata czas, że w ogóle nie pisałem, był czas, że pisałem do szuflady, zupełnie nie myśląc o publikacji. Stąd też taki skutek.
– No to porozmawiajmy o tym „skutku”. Co proponujesz czytelnikom w swej najnowszej publikacji?
– Mówiąc najkrócej igraszki ze słowem: fraszki i aforyzmy. Aforyzmów jest trochę więcej. A całość, czyli 120 stron, ubarwia około 40 czarno-białych rysunków. Do tego aforyzmy są przetłumaczone na niemiecki.
– Na niemiecki? Myślisz o ekspansji za Odrę i Nysę Łużycką?
– Powiedzmy, że to mój wkład w polskie starania o reparacje wojenne od Niemców.
– Powiedzmy, że wierzę w Twe pokojowe intencje. Jaka jest tematyka tych igraszek?
– Najróżniejsza: polityczna, społeczna, ekonomiczna, obyczajowa, egzystencjalna. Cała, jak to się mówi, coraz bardziej otaczająca nas rzeczywistość. Aż się boję, że ta rzeczywistość otoczy nas tak bardzo, że w końcu zadusi. Zanim to więc nastąpi, postanowiłem jeszcze wydać z siebie donośny głos satyryka, co zresztą w moim, Karasiowym przypadku oznacza, że ryby mają jednak coś do powiedzenia.
– Jak byś miał zareklamować to swoje „Słowo się rzekło”, to co byś rzekł?
– Czytajcie igraszki, bo życie to, niestety, nie fraszki.
– Bardzo poważnie to zabrzmiało.
– Bo satyra, wbrew pozorom, to bardzo poważna robota. I cały czas trzeba być w… pogotowiu.
– Nie masz chyba na myśli karetki?
– Nie żartuj, mówię o byciu w pogotowiu do pisania oczywiście. Do zapamiętania pomysłu na fraszkę czy aforyzm, dowcipnego skojarzenia, gry słów. By potem czarno na białym te swoje igraszki z myślą zgrabnie wyłożyć.
– Przeczytałem na tylnej okładce tychże „Igraszek…”, że od lat współpracujesz z… kenijskim (acz polskojęzycznym) portalem internetowym SięMyśli (www.siemysli-ke.info). Jak to kenijskim? A jeśli już, to dlaczego z nim właśnie?
– Właścicielem tego portalu jest Kenijka, 2-metrowa Masajka. A dlaczego tam publikuję? Po znajomości, bo redaktorem naczelnym tego portalu był mój serdeczny kolega Lech Przychodzki, który zresztą napisał posłowie do „Igraszek z myślą”.
– Możesz dać jakąś próbkę swojej twórczości z tej najnowszej publikacji?
– Na przykład taki aforyzm: Jest wiele książek do przeczytania, a jeszcze więcej do napisania. Dalej: W systemie pozornych wartości najcenniejszą wartością jest pozór. I kolejny: W minionej epoce kradli jedni. Obecnie zaś jedni i drudzy. I ostatni: Rozwiązane języki krępują skuteczniej niż zawiązane pęta.
– To teraz o fraszki poproszę…
– Fraszka pod tytułem „Dlaczego”: U Pana Boga taka maniera/ Że jedną ręką daje/ A drugą zabiera? „Bez wyjątku”: Niezależnie jaka rasa/ Nie dla psa kiełbasa. I taka osobiście egzystencjalna „Spadek po Karasiu”: Gdy przekroczę próg wieczności/ Zostaną po mnie fraszki, aforyzmy i ości.
– Nim przekroczysz ten prób, to mam nadzieję, że wydasz z siebie jeszcze kolejny tomik. Nie będziemy chyba czekać nań kolejne 27 lat?
– Miałbym wtedy prawie setkę. Nie, co to, to nie. To byłaby kara, taki wiek. Na pewno będę szybszy. Ale poczekaj… Nie wiek, lecz trumny wieko/ Będzie wtedy mi pociechą – że tak powiem na gorąco. A czy mogę teraz dopuścić się doczesnej autoreklamy?
– A dopuszczaj się wieczny satyryku. Poważnej?
– Całkiem poważny list napisał do mnie pewien czytelnik z Tarnobrzega, pan Rewera (imienia nie mogę odczytać). Pisze tak: „Od lat jestem pod wrażeniem pana twórczości satyrycznej. Pierwsze spotkanie z pana fraszkami miało miejsce pod koniec lat 90. XX wieku. Mój ojciec, śp. Zygmunt podarował mi wtedy pana »Igraszki satyra«. Otrzymał tę książeczkę od pana wraz z dedykacją: Zygmuntowi – niech się śmieje oraz głowi”.
– A ja się głowię, co będzie dalej?
– I dalej pisze, że ostatnio szczególnie spodobała mu się jedna z moich fraszek wydrukowanych w „Sztafecie” pt. „Podobno”: Mały Książę/ Przyprawił Różę o ciążę. Postanowił więc dopisać do niej ciąg dalszy: Po czym wziął nogi za pas/ I zrobił drugiej Wielki Raz/ Teraz Książę szlocha/ Nie chce go znać nawet macocha/ Sponiewierał dwie Damy/ I na zawsze wszedł w złe moralnie ramy.
Jak więc widzisz, jakiś odzew ta moja twórczość wywołuje, a nawet… wychodzi z ram, że tak powiem.
– No to wywołany przypomnę ci moją fraszkę o Małym Księciu: Ksywka „Mały” bardzo go bolała/ Bo dotyczyła ważnej części ciała/ Gdy więc zapragnął cieszyć się potomkiem/ Za żonę pojął Różę z jeszcze mniejszym pąkiem.
– Pięknie rozkwitła ta sytuacja. Może pomyślimy o spółce autorskiej?
– Czemu nie? Samo spółkowanie dwóch fraszkopisarzy to już jest temat na dobry aforyzm.
Rozmawiał Stanisław Chudy