Najskuteczniejszym zawodnikiem Stali Stalowa Wola w rozgrywkach 3 ligi jest Jakub Kowalski. Z siedmioma golami kapitan „Stalówki” zajmuje, wspólnie z dwójką innych piłkarzy, drugie miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców 3 ligi grupa IV.
Jakub Kowalski wszystkie swoje bramki zdobył z rzutów karnych. Także w ostatnim meczu ligowym z KSZO, jego strzał z 11. metrów zapewnił „zielono-czarnym” zwycięstwo i trzy punkty. Po spotkaniu udało nam się namówić kapitana Stali na krótką pogawędkę…
– Mogę prosić o 90 sekund?
– Co 90 sekund?
– No tyle czasu chciałbym panu zająć, żeby porozmawiać o meczu Stal – KSZO.
– Jasne. Co pan chce wiedzieć?
– Na gorąco, tuż po ostatnim gwizdku, usłyszałem trzy opinie podsumowujące mecz i powiem, że każda była inna. A co pan powie o hutniczych derbach?
– A powie pan, co te trzy osoby powiedziały o meczu?
– Pierwsza, że było to spotkanie walki, które mogło zakończyć się każdym wynikiem i każdy byłby sprawiedliwy, druga stwierdziła, że nie byłoby gdybania, gdybyście zamknęli mecz w pierwszej połowie, a trzecia, że z tego dnia zapamięta tylko ostatnie pół godziny, które nazwał graniem na… zawał na własne życzenie.
– Zacznę od końca. No był zawał – przyznaję – ale nie do końca zgodzę się, że był na własne życzenie. Swoje zrobiła czerwona kartka – w mojej opinii ewidentna – której mogliśmy uniknąć i nie byłoby problemu. Tyle, że grając w dziesiątkę także potrafiliśmy wykreować dwie, trzy okazje strzeleckie, powiedziałbym stuprocentowe, i powinniśmy je wykorzystać. Przed przerwą też mieliśmy takie sytuacje. W pierwszych sekundach meczu Kosei mógł trafić. Gdyby to zrobił to na pewno mecz potoczyłby się inaczej.
– Ja powiem, że w tych pierwszych minutach meczu, kiedy zepchnęliście rywala na jego połowę, gra Stali naprawdę mogła się podobać.
– Często trener Surma powtarza, że są takie momenty w trakcie sezonu, że wpada się w dołek fizyczny czy też inny, i trzeba być na to przygotowanym i umieć sobie radzić. Może to jest właśnie ten punkt zwrotny i będziemy jeszcze bardziej kreować grę, i cieszyć oko kibica. Zgodzę się też z tą opinią, że powinniśmy mecz zamknąć wcześniej, bo mieliśmy dwa razy „sam na sam”. Wiktor mógł sprawić, że prowadzilibyśmy dwoma a nie jedną bramką. Przy 1:0 przypadek może zadecydować o tym, że tracisz bramkę i punkty.
– Trener Surma po raz kolejny zaskoczył wyjściową jedenastką. Czy pana zdaniem to żonglowanie składem służy stabilizacji w drużynie? Bo fajnie, gdy mecz kończy się wygraną, ale jak jest porażka fajnie już nie jest…
– Nie wiem czy pan zauważył, że graliśmy dzisiaj innym ustawieniem. Graliśmy trójką a nie czwórką w obronie, więc nie było żonglowania, o którym pan mówi. Od początku sezonu graliśmy czwórką z tyłu, dzisiaj trójką.
– Miałem na myśli nie samo ustawienie, ale wykonawców. Nazwiska konkretnych piłkarzy, którzy są na boisku.
– Jest szeroka, wyrównana kadra i trener korzysta z tego. To chyba dobrze.
– A czy pana zdaniem wyjściowa jedenastka Stali była ofensywna – bo taką opinię usłyszałem przed meczem, kiedy pojawiły się kartki ze składami? Od razu powiem, że ja jej nie podzielam. W składzie było aż sześciu defensywnych graczy. A mimo to pokazaliście, że można grać „do przodu”.
– Nominalnie defensywnych. Wiktor Stępniowski jest według pana defensywnym zawodnikiem, tymczasem miał dwie sytuacje stuprocentowe, czyli mógł być dzisiaj piłkarzem ofensywnym, prawda?
– Prawda. A kapitan Stali? Strzela pan bramki jak na zawołanie, co prawda tylko z rzutów karnych, ale strzela i najskuteczniejszym piłkarzem „Stalówki” jest obrońca.
– Ja tych sytuacji w polu karnym, po których sędziowie dyktują karne nie wypracowuję, ale one są. Chyba nikt nie miał wątpliwości, że także dzisiaj należała nam się „jedenastka”. Dobra, kończymy. Dałem panu 90 sekund. Dziękuję.
– Dziękuję.
Rozm. Mariusz Biel