Stowarzyszenie Łączności i Pomocy Rodakom we Lwowie i na Kresach zakupiło 100 apteczek samochodowych z przeznaczeniem dla Ukraińców walczących z Rosjanami.
– Ze względu na wojnę na Ukrainie musimy zmienić formę pomocy jaką niesiemy, ponieważ możliwości wyjazdowych bezpośrednio z darami nie ma więc przestawiamy się na zakup w kraju środków, które są najbardziej potrzebne, przede wszystkim dla wojska – mówi „Sztafecie” Henryk Lubojański prezes zarządu Stowarzyszenia Łączności i Pomocy Rodakom we Lwowie i na Kresach.
Jak podkreśla, stowarzyszenie pomaga obecnie w zakresie wskazanym przez stronę ukraińską.
– To bardzo istotne żeby wiedzieć co dostarczyć. Z Ukrainy, przez polskich pośredników, w tym przypadku przez sztab kryzysowy w Stalowej Woli, dowiadujemy się co jest tam potrzebne. Następnie przekazujemy dary w ręce organizacji, które są wyspecjalizowane w niesieniu pomocy, żeby nie wyważać otwartych drzwi, jeśli ktoś zajmuje się tym profesjonalnie od dawna to wie najlepiej gdzie, co i jak – wyjaśnia prezes.
Pomagamy nie tylko Polakom
Od wybuchu wojny na Ukrainie stalowowolskie stowarzyszenie zmodyfikowało swoją działalność. Dotąd skupiano się na niesieniu pomocy głównie Polakom mieszkającym na dawnych ziemiach polskich, teraz rozszerzono zakres wsparcia na wszystkich dotkniętych wojną, bez względu na narodowość.
Dla członków stowarzyszenia bardzo ważne jest, aby skromne środki finansowe jakimi dysponują, a są to pieniądze za składek członkowskich, odpisy z 1% oraz darowizny, były jak najlepiej spożytkowane.
– Postanowiliśmy na posiedzeniu zarządu przeznaczyć 4 tysiące zł na zakup 100 apteczek samochodowych. Dodatkowo za tysiąc zł kupimy środki opatrunkowe, dezynfekujące i lekarstwa przeciwbólowe – wyjaśnia pan Henryk. Właśnie takie rzeczy są teraz walczącym bardzo potrzebne. Zakres zakupów został ustalony ze sztabem kryzysowym w Stalowej Woli.
Zakup apteczek to nie pierwsza akcja pomocy zorganizowana dla Ukraińców. Niedawno stowarzyszenie przekazało do sztabu kryzysowego w Stalowej Woli zabawki. – Mieliśmy je przygotowane wcześniej, cały bus był nimi wypełniony, ale wybuch wojny i zamknięcie granicy sprawiło, że zamiast do Lwowa zawieźliśmy zabawki do budynku „Mostostalu” – opowiada Lubojański. Część zabawek już wzięły sobie ukraińskie dzieci, które przebywają w Stalowej Woli
Pandemia nas nie rozdzieliła
Dwa lata pandemii Covid-19 wprawdzie zakłóciły funkcjonowanie stowarzyszenia, ale miłośnicy Kresów Wschodnich w miarę możliwości utrzymywali kontakt z rodakami za wschodnią granicą. W sukurs przyszły prywatne kontakty członków stowarzyszenia. Na przykład poprzez zaprzyjaźnione małżeństwo z Rzeszowa, u którego zatrzymywał się w czasie podróży do Polski salezjanin ks. Smolka z Przemyślan. Duchowny wracając do Ukrainy zabierał dary od Polaków.
– Czasem jego bus był tak zapchany, że już ciężko było cokolwiek wcisnąć – wspomina ze śmiechem pan Henryk. Prezes stowarzyszenia dodaje, że współpraca z Kościołem to sprawdzona ścieżka udzielania pomocy potrzebującym.
A ile osób działa w stalowowolskim stowarzyszeniu? Prezes Lubojański przyznaje, że jakiś czas temu zrobili weryfikację członków. Z 54, sześciu, niestety, zabrał Covid, kolejnych kilka osób ciąglę nie może dojść do siebie po koronawirusie. Obecnie grono tworzą 44 osoby.
– Wydaje się, że to sporo. Ale nie ukrywam, że nasza średnia wieku nie jest mała, to około 60-70 lat, zależy więc nam na pozyskaniu ludzi młodych. Przydałyby się młode ręce. Zapraszamy do naszej siedziby na rozmowę, można też skontaktować się z nami telefonicznie – wyjaśnia. – To praca społeczna, czysty wolontariat. Zależy nam na rozpropagowaniu naszego stowarzyszenia.
Wiem, że to przełom
„Sztafeta” zapytała prezesa Lubojańskiego, o jego ocenę wydarzeń z ostatnich 3 miesięcy, od napaści Rosjan na Ukrainę.
– Jestem na sto procent przekonany, że w kontaktach polsko-ukraińskich mamy przełom. Nastąpiła radykalna zmiana postawy Ukraińców w stosunku do Polaków. Przyjaciół poznaje się w biedzie. Oni są bardzo nam zobowiązani za pomoc. Na tle innych krajów, które są w tym zakresie wręcz zimne lub tylko letnie, nasza pomoc jest widoczna. Bardzo cieszy mnie ta zmiana w ich mentalności, w patrzeniu na nas. Jeśli czytam na przykład, że mieszkańcy jakichś małych miejscowości ukraińskich, bez narzucania im tego odgórnie, skrzykują się i idą porządkować polski cmentarz, zniszczony, zarośnięty, z porozwalanymi nagrobkami. A oni sprzątają, malują pomniki, kleją figurki. Takich przykładów jest kilka, pisała o tym lokalna prasa ukraińska. Tak chcieli się odwdzięczyć za naszą pomoc. Myślę, że to jest coś trwałego, to całkiem nowy rozdział w naszych stosunkach – powiedział Henryk Lobojański.