Przed wojną nie organizowano w Stalowej Woli pochodu pierwszomajowego. Odbył się tylko jeden pochód, ale z okazji z okazji Święta Konstytucji 3 Maja. 3 maja 1939 r. Zakłady Południowe uroczyście przekazały dar Wojsku Polskiemu – baterię 100-milimetrowych haubic. Tradycję obchodów 1 maja jako święta klasy robotniczej, jak to określała propaganda PRL, zapoczątkowano po wojnie w latach 40. ub. wieku.
Pierwszy pochód był skromny, ale po latach pierwszomajowe uroczystości nabierały rozmachu, stawały się okazją do pokazania nie tylko załóg pracowniczych, ale także instytucji, uczniów szkół, sportowców, zespołów artystycznych. Dyrekcje firm i partyjne organizacje chciały zaimponować w pochodzie czymś, czego jeszcze dotychczas nie pokazano. W PRL uczestnictwo w pochodzie odbywało się przede wszystkim na zasadzie „dobrowolnego przymusu”.
Pochód pierwszy
Jak napisał w swoich wspomnieniach dawny dyrektor Huty Stalowa Wola inż. Mikołaj Kowalewski, pierwszy zorganizowany pochód pierwszomajowy odbył się w 1947 roku. Oczywiście jego głównym organizatorem był Huta, która mimo istnienia władz miejskich, zarządzała osiedlem i wszystkimi znaczącymi uroczystościami.
Polecenie zorganizowania obchodów pierwszomajowych dyrektor Kowalewski otrzymał z Katowic, z Centralnego Zarządu Przemysłu Hutniczego. Instrukcje CZPH były poufne. Wedle nich miała być najpierw odprawiona polowa msza święta, a potem miał wyruszyć zorganizowany na plac centralny na osiedlu. Za taki plac centralny uważano wówczas fragment dzisiejszej ulicy Wolności. Tam ze specjalnej trybuny miały być wygłaszane przemówienia, a potem odznaczanie zasłużonych ludzi i wręczenie sztandaru przechodniego za zwycięstwo Huty w 1946 roku we współzawodnictwie pracy między zakładami przemysłowymi. Była to nagroda za najlepsze wyniki produkcyjne. Sztandar przechodni uchodził wówczas za duże wyróżnienie, a ponadto z jego przyznaniem związana była gratyfikacja pieniężna dla załogi. Na pierwszomajowe uroczystości miała przybyć specjalna delegacja ze Śląska z dyrektorem technicznym CZPH Feliksem Olszakiem, notabene przedwojennym dyrektorem pionu hutniczego stalowowolskich Zakładów Południowych i przewodniczącym związku zawodowego hutników Józefem Kieszczyńskim.
Dyrektor Kowalewski powołał komitet obchodów 1 Maja, który miał się zająć stroną organizacyjną całej uroczystości. Po latach wspominał: Członek komitetu tow. Opałki, do obowiązków którego należało przygotowanie oprawy nabożeństwa, miał do pomocy inż. Wincentego Terakowskiego, kierownika modelarni i stolarni. Inż. Terakowski zrobił udaną kompozycję ołtarza, który został wzniesiony przed głównym wejściem do dyrekcji zakładu. Całość wyglądała imponująco, dyrekcja pięknie udekorowana kwiatami, ksiądz Skoczyński był zachwycony. Na dość obszernym placu przed budynkiem dyrekcji zebrało się parę tysięcy osób wraz z kierownikami działów i mistrzami. Była to pierwsza majowa uroczystość po wojnie, która rozpoczęła się odprawieniem Mszy św. Na twarzach większości obecnych widać było mocne wzruszenie.
Rozpoczęcie uroczystości pierwszomajowych mszą św. nie było w smak ówczesnemu sekretarzowi komitetu partyjnego PPR. Już w czasie nabożeństwa pytał Kowalewskiego „czy co roku robotnicy będą pierwszego maja zaczynali od mszy św.?”
Po mszy dyrektor Kowalewski, mimo zasadniczych wątpliwości sekretarza PPR, podszedł do księdza Skoczyńskiego, podziękował za piękny początek uroczystości. W tym czasie dowódca straży zakładowej Mikołaj Ulanicki formował pochód.
Wysiłek dla dobra ludowej ojczyzny
Na czele pochodu szła orkiestra zakładowa, potem straż zakładowa, a na zasadniczej części pochodu szły dyrekcja zakładu i komitet organizacyjny obchodów pierwszomajowych. Wspominał Kowalewski: Pochód doszedł do placu. Na podwyższeniu zaproszono zgodnie z uprzednim ustaleniem delegację z CZPH, kandydatów do odznaczenia, oficjalnych gości i przedstawicieli partii z Rzeszowa, burmistrza, kierownika miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa.
Zebranie zagaił burmistrz, witając obecnych. Krótko omówił historię tradycyjnego święta pierwszomajowego, następnie podkreślił dziejowe zwycięstwo nad Rzeszą hitlerowską dokonane przez armię czerwoną i żołnierzy polskich, wyzwolenie naszej ojczyzny, dalej omówił znaczenie manifestu lipcowego Krajowej Rady Narodowej i zakończył wezwaniem do rzetelnej pracy nad odbudową przemysłu krajowego. Rozległy się huczne oklaski.
Przemawiał także Mikołaj Kowalewski, który tytułem wstępu do wyróżnienia Huty sztandarem przechodnim Związku Zawodowego Hutników, omawiał osiągnięcia produkcyjne załogi Huty, o produkcji przez Stalową Wolę maszyn budowlanych dla odbudowy Warszawy. Oczywiście nie zapomniał powiedzieć o przyszłej produkcji Huty; pras, młotów, narzędzi wiertniczych, łożysk tocznych, części do samochodów ciężarowych montowanych w Starachowicach.
Przemówienie Kowalewski zakończył tak: Te osiągnięcia produkcyjne naszej załogi zostały należycie docenione przez władze, o czym mam zaszczyt powiadomić zebranych i wyrażam przekonanie, że nasi dzielni pracownicy nie będą szczędzić dalszych wysiłków dla dobra naszej ludowej ojczyzny.
A potem delegacji Huty sztandar przechodni przekazywał szef ZZH Józef Kieszczyński. Gdy sztandar przechodni dzierżyła delegacja Huty, wywołano nazwiska ludzi, którzy mieli otrzymać odznaczenia państwowe. Krzyżami zasługi dekorowali przedstawiciele CZPH. Dyrektor naczelny Huty M. Kowalewski otrzymał złoty krzyż zasługi, a dyrektor administracyjny Józef Jasiak – srebrny. Jeszcze kilka osób odznaczono. Była to pierwsza dekoracja odznaczeniami państwowymi w Stalowej Woli. W imieniu odznaczonych w prostych, serdecznych słowach przemówił Józef Dąbek.
Dla Kowalewskiego uroczystość miała jednak gorzki smak. Gdy szedł w pochodzie, podszedł do niego główny inżynier utrzymania ruchu Tadeusz Pilaciński i szeptem zakomunikował: „Panie dyrektorze, poważna awaria w hucie, pękł główny wał napędzający grubą walcownię i blach. Walcownie stanęły”.
I 1 maja po uroczystościach Kowalewski z naprędce powołanym zespołem zaczął w swoim gabinecie naradę na temat jak usunąć awarię w walcowni. A to był duży problem.
Ostatni pochód
Przerwę w organizacji pochodu pierwszomajowego w Stalowej Woli zanotowano w 1981 roku. Ówczesne władze zdawały sobie sprawę, że nie uda się spędzić ludzi do pierwszomajowego marszu ulicami miasta. „Solidarność” w Stalowej Woli była zbyt mocna dla ówczesnej władzy. A ponadto „Solidarność” pierwszomajowe święto uważała za komunistyczne i narzucone przez Sowietów. Odbyła się więc tylko akademia pierwszomajowa w domu kultury, był występ rzeszowskiej estrady. I na tym koniec. W 1982 r. już w stanie wojennym mimo wszystko zorganizowano pierwszomajowy pochód, ale nie był tak liczny jak w latach 70. Na dodatek organizatorom nie sprzyjała pogoda, bowiem ten dzień był bardzo zimny i do tego spadł śnieg. Był to dzień nie tylko pochmurny, śnieżny, ale i smutny. Niejako konkurencyjne obchody pierwszomajowe organizował Kościół. W świątyniach odbywały się nabożeństwa, które wiązano ze św. Józefem Robotnikiem.
Potem pochody wracały do normy, jednak już nie były tak okazałe jak za dawnych lat. Wiele ludzi jako wyraz protestu przeciw władzom komunistycznym nie uczestniczyło w pochodzie. Co prawda administracja zakładów i instytucji wywierała nacisk na swoich podwładnych, ale z niewielkim skutkiem. Zresztą i ona nie była przekonana do potrzeby organizowania pochodu „na siłę”.
1 maja 1987 roku był ciepły i słoneczny. Jak zwykle przeszedł pochód przez ulicę Staszica, a w nim uczestniczyły załogi zakładów pracy, uczniowie szkół, pracownicy instytucji. Jak relacjonowała gazeta Huty Socjalistyczne Tempo „było słonecznie i kolorowo”. Dzień wcześniej odbyła się jak zawsze akademia pierwszomajowa w ZDK, władze partyjne i miejskie spotkały się ze 100-osobową grupą „weteranów partii”. Na pierwszomajowej akademii wystąpił rumuński zespół folklorystyczne „Ballada”, który notabene uczestniczył również w pochodzie i przed trybuną zatańczył rumuński taniec ludowy. Ale wbrew zapowiedziom tego roku już pochód nie zgromadził dziesięciotysięcznej rzeszy ludzi. Skromnie, w stosunku do lat ubiegłych, prezentowała się Huta.
Kwiecień 1988 roku w stalowowolskiej Hucie był burzliwy. Najpierw 21 kwietnia na terenie zakładu odbył się nielegalny dla władz wiec, w którym uczestniczyło kilka tysięcy pracowników domagających się przywrócenia „Solidarności” zdelegalizowanej przez komunistyczne władze. 29 kwietnia rozpoczął się okupacyjny strajk w Hucie, który nie okazał się zwycięski i został przerwany następnego dnia. Władze jednak już wcześniej uznały, że w społecznie gorącej sytuacji pochodu nie można organizować. Ale zgodnie z ideowym nakazem pierwszomajowo świętować trzeba. Więc było kilka imprez kulturalnych i sportowych. 1 maja 1988 r. na plac (wówczas jeszcze) Gagarina przed domem kultury przybyły, jak to określiło Socjalistyczne Tempo, kolumny zakładów pracy, instytucji i szkół, aby uczestniczyć w wiecu. Przemawiał I sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR Józef Piskorowski, ale nie wygłaszał komunałów o socjalizmie, walce o pokój, przodownikach pracy itp., lecz nawiązywał do przedwojennego dzieła, jakim były Huta i elektrownia, w sumie odnosił się do 50-letniej historii i rozwoju stalowowolskiego przemysłu, którego „osiągnięcia są wynikiem rzetelnej pracy.” W 1988 roku definitywnie skończono z pierwszomajowymi obchodami. W następnym roku już trwała przedwyborcza gorączka do Sejmu i Senatu dlatego nikomu nawet nie przyszło do głowy, aby organizować pochody czy manifestacje. Zaczynały się inne czasy. Tylko Socjalistyczne Tempo na pierwszej stronie zamieściło dużą czerwoną winietę informującą, że 1 maja jest świętem ludzi pracy.
Potem komunizm upadł, a pierwszy niekomunistyczny premier Polski Tadeusz Mazowiecki 1 maja 1990 roku przyjechał do Stalowej Woli. Pochodu nie było, była msza w kościele Matki Bożej Królowej Polski i wiec przed domem kultury, na którym mówiło się o Polsce i zmianach czekających Polaków.