Wielki Mistrz Loży Biznesmenów Bractwa Obrządku Prywatno-pieniężnego. Czyli Starszy (i brodaty) Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców w Stalowej Woli. Jak na masona przystało, podczas rytualnych zebrań loży chodzi w długim fartuszku, z kielnią i cyrklem w dłoniach. Zgrabnie się też maskuje, gdyż od 1989 r. występuje w dwóch postaciach: jako Antonio & Stanley. Jego trzeci zawód to społecznik – od lat bryluje w bractwach PCK i HDK, gdzie honorowo upuścił sobie ponad 20 litrów krwi. Znany też jako Lew Biznesu i Rekin Aluminium – tak żartobliwie podsumowałem Antoniego Kłosowskiego w 2010 r. na kartach satyrycznego tomiku „Alfabet Stalowej Woli, czyli władza w krzywym zwierciadle”.
Antek, wielki społecznik, znany biznesmen i samorządowiec, zmarł 5 miesięcy temu, w wieku 67 lat. Pożegnaliśmy go 21 października 2021 r. na Cmentarzu Komunalnym w Stalowej Woli, flagi miasta opuszczono wtedy do połowy masztu, a w długim kondukcie szło 16 pocztów sztandarowych…
Zasłużył na upamiętnienie
– Ten pogrzeb, tyle ludzi z różnych stron, i te sztandary pokazały, jak nietuzinkową postacią był Tosiek – wspomina radny miasta Jerzy Augustyn, wieloletni przyjaciel Antka. 7 marca br. zwrócił się do prezydenta Stalowej Woli Lucjuszu Nadbereżnego z pisemnym wnioskiem, by patronem nowego turboronda w mieście, na skrzyżowaniu ulicy Popiełuszki i Okulickiego, został właśnie Antoni Kłosowski.
– Żyjemy w czasach, w których coraz częściej czci się ludzi bez rzeczywistych zasług, którym po śmierci przyznaje się zaszczyty na zasadzie aktualnie panującej koniunktury politycznej. (…) Również w Stalowej Woli są osoby, które poprzez swoje dokonania zasłużyły na upamiętnienie w przestrzeni publicznej, ale za życia nie dbały o eksponowanie swoich dzieł. Bez wątpienia do takich osób należał śp. Antoni Kłosowski – napisał Jerzy Augustyn.
Człowiek z krwi, kości i pasji
Antoni Kłosowski przez lata był ważną postacią stalowowolskiego i nie tylko biznesu. Zarówno jako prywatny przedsiębiorca, ale też i autor projektów służących miejscowym firmom i miastu. W latach 90. zakładał tu Forum Prywatnego Biznesu, Izbę Przemysłowo-Handlową, działał w Cech Rzemieślników i Przedsiębiorców.
Miał też, dzięki swym kontaktom w Niemczech, znaczący udział w ściąganiu inwestorów do tworzonej wówczas w Stalowej Woli specjalnej strefy ekonomicznej, zwłaszcza w trudnych gospodarczo czasach, na przełomie wieków. Dzisiaj niektórzy wybrzydzają, że była to głównie mało ekologiczna branża aluminiowa, ale wtedy nowe miejsca pracy były w mieście na wagę złota.
No i te jego społecznikowskie pasje: PCK, HDK, działalność charytatywna, wspieranie ukraińskiej polonii. A zważywszy na wielkie zaangażowanie w ruch Honorowych Dawców Krwi (w 1976 r. zakładał klub HDK Hutnik w Hucie Stalowa Wola, skupiający w najlepszym czasie ok. 600 osób!), to można powiedzieć, że był człowiekiem jak najbardziej z, nomen omen krwi, kości i tych pasji właśnie.
Bardzo cenił ludzi oddających krew, a w HSW i Stalowej Woli zwykle byli to robotnicy (nawet 95 proc.!), i często mówił o nich „bracia krwi”, „brać krwiodawców”. Sam zaczynał zresztą w Hucie jako robotnik, a potem mistrz na wydziale H-7 (odlewnia staliwa).
Samorząd i Cech
Poznaliśmy się na początku lat 90., szybko przeszliśmy na „ty”, potem widywaliśmy się na sesjach samorządu miasta, odkąd w czerwcu 1994 roku został radnym z listy Stalowowolskiego Porozumienia Wyborczego, ugrupowania Andrzeja Szlęzaka, a rok później był już przewodniczącym Rady Miejskiej Stalowej Woli. Zawsze opanowany i stonowany, może czasami nawet za bardzo, nie podnoszący głosu, rzeczowy do bólu, taki przewodniczący bez fajerwerków, z charakterystyczną bródką i czesaną do góry fryzurą.
Potem spotykaliśmy się też na wigiliach, jakie organizowano w Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców w Stalowej Woli (w latach 2006-2021 pełnił tu funkcję Starszego Cechu, a wcześniej, od 1998 r. był jego zastępcą).
– Szefem był niekonfliktowym, bardzo zaangażowanym w sprawy rzemiosła i społeczne, nikomu nie odmawiał pomocy. Ciągle szukał nowych pomysłów. To dzięki jego aktywności wprowadziliśmy dwa unijne projekty, wspomagające finansowo osoby prowadzące działalność gospodarczą. Uruchomił też w Stalowej Woli Niepubliczny Ośrodek Edukacji Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców – mówi wieloletnia kierowniczka sekretariatu Cechu, Janina Statowska.
Wybór po „dyplomowym skandalu”
Po raz pierwszy przewodniczącym rady miejskiej Antoni Kłosowski został, przypomnijmy, nieoczekiwanie, po odwołaniu Stanisława Krupki, który w maju 1995 r. wywołał niemały skandal na uroczystości 50-lecia praw miejskich Stalowej Woli.
Nie podpisał bowiem i nie wręczył okolicznościowych dyplomów 11 spośród 65 wytypowanym wcześniej osobom, motywując to najogólniej tym, że w czasach PRL-u, z „czerwonymi legitymacjami” szerzyli w Stalowej Woli ateizm i nie prezentowali patriotycznych postaw. Na kolejnej sesji radni odwołali Krupkę, a nowym przewodniczącym został Antoni Kłosowski (w 36-osobowej radzie miał 18 głosów za, 13 przeciw i 1 wstrzymujący się).
– Jeśli ktoś przyczyniał się do rozwoju Stalowej Woli, bo w ten sposób chciał budować socjalizm, to można nie zgadzać się z jego ideową motywacją, ale trzeba uznać jego dorobek – replikował Krupce na łamach „Sztafety”, już po jego odwołaniu, radny Andrzej Szlęzak. Skądinąd, to Szlęzak miał wtedy apetyt na stołek szefa rady. – Ja chciałem, Antek też chciał, i to ja ustąpiłem – powiedział mi po latach.
To wtedy, w czerwcu 1995 r. przeprowadziłem z Antkiem pierwszy wywiad.
– Nie uważam, że jako przewodniczący mam jakąś specjalną misję do spełnienia. W ogóle uważam, że ludzie „nawiedzeni” słabo spisują się na funkcjach publicznych. Wolę działania praktyczne od ideologicznych dyskursów – mówił. Podkreślił też, że trzy zasady będą mu szczególnie bliskie: wola kompromisu, oddzielenie spraw miasta od sporów politycznych i nie przyklejanie się do stołków.
Zadeklarował się także wtedy jako zwolennik różnych oddolnych inicjatyw, fundacji i stowarzyszeń, będących – jak to ujął – „osnową społeczeństwa obywatelskiego, bez którego nie ma sprawnej demokracji”.
Fałszywe zarzuty, wybory przegrane i zwycięskie
W kwietniu 1996 r. Prokuratura Wojewódzka w Tarnobrzegu poinformowała, że w jednym z wątków śledztwa w sprawie wyłudzenia pieniędzy z jednego ze stalowowolskich banków przewija się nazwisko i firma przewodniczącego rady miejskiej.
Na kolejnej sesji rady Antoni Kłosowski wyjaśniał, że to on jest poszkodowanym w tej sprawie, a prasie zarzucił oszczerczą kampanię. Sprawa z czasem przycichała, a po latach, w 2011 r. z gorzką satysfakcją Antek tak wspominał na łamach „Sztafety”:
– Ja na tym dużo straciłem w oczach ludzi. A chodziło o 23 tysiące złotych. Jedna z firm wyłudziła pieniądze i gość z nimi uciekł. Okazało się, że prokuratura się pomyliła i musiała przepraszać.
Być może sprawa zaważyła też na jego kolejnych niepowodzeniach w wyborach samorządowych. Przegrał je boleśnie w 1998 oraz 2002 roku, a w 2006 r. nie ubiegał się już o mandat radnego. Do rady miejskiej powrócił w 2010 r., wybrany z listy komitetu prezydenta Andrzeja Szlęzaka. I ponownie został jej przewodniczącym, choć opozycję w 23-osobowej radzie, głównie spod znaku PiS, miał silną (w głosowaniu nad jego wyborem uczestniczyło 21 radnych: dostał 12 głosów za, 7 przeciw, a 2 były nieważne).
– Mam nadzieję, że będziemy wspólnie pracować dla Stalowej Woli. Dość wojen – mówił zaraz po wyborze.
– Będę przychodził na sesje rady miejskiej – deklarował wtedy z kolei prezydent Andrzej Szlęzak, który w poprzedniej kadencji (2006-2010) często „omijał” sesje rady, gdzie karty rozdawała nieprzychylna mu większość, z młodym radnym Lucjuszem Nadbereżnym w składzie. Ale za deklaracjami nie poszły czyny.
Zbierał razy za Szlęzaka
– Każda sesja zaczynała się od wystąpienia obecnego prezydenta miasta i pytania do przewodniczącego Kłosowskiego, gdzie jest pan prezydent Szlęzak? Dlaczego lekceważy radnych? – wspomina Jerzy Augustyn, w kadencji 2010-2014 wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Stalowej Woli.
Mówi też, że na nieformalnych spotkaniach, w wąskim gronie, mieli o te nieobecności pretensje do Szlęzaka, bo w końcu miał w radzie ich głosy, a ten przyznawał im rację i dalej… robił swoje, czyli nie przychodził na sesje.
– Tosiek przeżywał te różne sytuacje, ale panował nad emocjami. Z nim zawsze można było się dogadać, nie szczędził czasu i wysiłków, miał autorytet i poważanie w wielu kręgach – dodaje Jerzy Augustyn.
W wyborach samorządowych w 2014 r. Antonie Kłosowski nie kandydował już do rady miejskiej. A trzy lata wcześniej, w rozmowie ze „Sztafetą” mówił, że być może wystartuje wtedy na prezydenta Stalowej Woli, gdyby nie kandydował Andrzej Szlęzak. Szlęzak kandydował i przegrał, a PiS zdobyło w radzie aż 19 z 23 mandatów (wybory były wtedy wyjątkowo w okręgach jednomandatowych). Antek mógł się już wtedy bez reszty angażować na innych polach swej aktywności.
Szlachcic, harlejowiec, kowboj, myśliwy
Gdy w kwietniu 2008 r. przedstawiłem jego sylwetkę w magazynowym dodatku „Sztafeta Plus”, to do zdjęcia zapozował na tle… własnego portretu (był na nim w iście szlacheckim kontuszu), a miał ich kilka w różnych strojach i anturażu. Pytany o swoją największą wadę, wymienił niepunktualność, a za główną cechę swego charakteru uznał spokój i wewnętrzne uporządkowanie. Ambitnie odpowiedział też, że gdyby nie był tym, kim jest, to chciałby zostać politykiem na szczeblu centralnym.
Miał słabość do cygar i kowbojskich kapeluszy. Jeździł dobrymi samochodami, miał też wyjątkowy motocykl – słynnego Harleya, unikatowy model Sport 875. Ale tak generalnie, to nie obnosił się jakoś ostentacyjnie swoim bogactwem, choć człowiekiem był przecież zamożnym – prywatny biznes prowadził od 1987 r. (po krótkim pobycie w USA), a dwa lata później, razem z bratem założył i z sukcesami rozwijał firmę w branży konstrukcji metalowych Antonio & Stanley (zatrudniał nawet 60 osób).
Często podróżował (do Niemiec zwykle w sprawach zawodowych) i zwiedzał świat (w Ameryce miał liczną rodzinę), szczególnie lubił rodzinne wypady na Wyspy Kanaryjskie, ale zadbał też o zdobycie wyższego wykształcenia, a myślał i o doktoracie. Zaczął także polować, ale tak trochę… na niby. Sam mówił o sobie, że myśliwym jest ekologicznym, a koledzy się z niego śmieją, bo, owszem, chodzi ze strzelbą do lasu, ale bardziej na spacery.
A gdy w 2010 r. żartobliwie opisałem Antka we wspomnianym „Alfabecie Stalowej Woli”, to nad jego „masońską” karykaturą wisiały cztery małe portrety: Antek jako lekarz, górnik, ksiądz i król. Śmiał się serdecznie i pytał z wyrzutem: – Dlaczego nie ma mnie w kowbojskim kapeluszu?
Przyjaciel i kuzynka wspominają
– Dla mnie to był przyjaciel, wypróbowany przyjaciel. Nie będę wystawiał Antkowi laurki, bo za niego najlepiej mówi to, czego w życiu dokonał. Miał czasami trudny charakter, ale to była indywidualność, miał swoje aspiracje, których nie ukrywał, miał znakomite osiągnięcia. Miał oczywiście i wady, ale zdecydowanie górowały nad nimi zalety. Bardzo dobrze nam się współpracowało w samorządzie miasta. Mogę tylko powtórzyć to, co mówiłem nad grobem, podczas pogrzebu: – Za życia, i to sobie sam wyrzucam, Antek nie był właściwie docenianą osobą, a jego zasługi dla Stalowej Woli są wybitne – mówi były prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak.
Wtedy, nad grobem, wspominała Antka, a właściwie Tośka, bo tak go nazywała, także jego młodsza kuzynka z Siemiatycz, skąd pochodził.
– On w młodości zawsze miał mnóstwo pomysłów, niektóre może były i szalone, ale potem okazywały się wizjonerskie. Pierwszy w rodzinie miał radio tranzystorowe, nosił długie włosy i słuchał Bitelsów. Teraz najważniejsze, by pozostał w naszej pamięci i sercach, i tam wysoko był dobrym aniołem Stalowej Woli – mówiła łamiącym się głosem.
Wyrazam wielkie podziekowanie dla Pana Stanislawa Chudy za serdeczne i cieple slowa, pokrotce opisane zycie i zslugi mojego Szwagra Antoniego Klosowskiego. Odszedl od nas bardzo szybko i zupelnie niespodziewanie! Byl wielkim czlowiekiem, przyjacielem, zawsze usmiechniety, przynoszacy ciekawostki, nowiny, potrafil pochmurny dzien zamienic w radosc i slonce, rozsmieszyc najbardzej ponure osoby. Bezinteresownie pomagal ludziom. Bardzo bym chciala zeby jego Imie zostalo na zawsze uwiecznione. Antos zasluzyl sobie to za zycia! Tosiu na zawsze pozostanie w moim i ogromnej ilosci ludzi w sercach i pamieci! Mam nadzieje ze nowe Turborondo w Stalowej Woli otrzyma zasluzona nazwe patrona Antoniego Klosowskiego.