Od półtora roku Wołodymyr Chorolśkyj jest zawodnikiem 3-ligowej Stali Stalowa Wola, a wcześniej przez 5 lat występował w Wólczance Wólka Pełkińska, do której trafił po rocznym pobycie w Orle Przeworsk. Kilka dni przed atakiem Rosji na Ukrainę, środkowy obrońca naszej drużyny, przywiózł ze Lwowa do Stalowej Woli swoją małżonkę Wiktorię. Wkrótce na świat przyjdzie ich pierwszy syn.
– Nie zdradzę, jak będzie miał na imię, ale cieszę się, że jesteśmy znowu razem. Najważniejsze, że zdążyliśmy przed rozpoczęciem wojny, i że Wiktoria oraz maleństwo są bezpieczne, i że mogę się nimi opiekować – mówi Władek, bo odkąd jest w Polsce tak właśnie zwracają się do niego koledzy z boiska.
Kusiła go Wiązownica, ale pozostał w Stali
Po zakończeniu rundy jesiennej Władek otrzymał propozycję gry w Wiązownicy. Oferta lidera 4 ligi była kusząca pod względem finansowym, jednak obrońca „Stalówki” nie zdecydował się odejść.
– Mamy jasno określony cel. Bardzo dobrze się tutaj czuję. Znam chłopaków, miasto, zżyłem się ze Stalową Wolą, a pieniądze to nie wszystko. Rozmawiałem też o tym z trenerem Łukaszem Beretą i powiedział, że widzi mnie w drużynie – miało to dla mnie bardzo duże znaczenie, a poza tym żona jest w zaawansowanej ciąży, więc w tej sytuacji byłoby głupotą z mojej strony, gdybym w takim momencie myślał o zmianie klubu – mówi Wołodymyr Chorolśkyj.
Miał być poród we Lwowie, będzie w Stalowej Woli
W połowie stycznia Wiktoria, która mieszkała do tego czasu razem z Władkiem w wynajmowanym przez klub hotelowym pokoju, wróciła do domu na Ukrainę, do rodzinnego Lwowa. Piłkarz odwiedzał będącą w zaawansowanej ciąży małżonkę każdego tygodnia.
– Myśleliśmy, że syn urodzi się we Lwowie – mówi piłkarz Stali. – W ciągu kilku dni wszystko jednak zostało postawione na głowie. Kiedy dostałem z Ukrainy „przeciek”, że szykuje się inwazja, że lada dzień Rosja rozpocznie wojnę, wsiadłem w auto i pojechałem do Lwowa po żonę. Następnego dnia byliśmy w Stalowej Woli. Wiktoria ma termin porodu na koniec marca. Już wiem, że mój syn urodzi się w Polsce.
Nasze rodziny pomagają uchodźcom ze wschodniej Ukrainy
We Lwowie pozostały rodziny Władka i Wiktorii. Piłkarz twierdzi, że wszyscy są bezpieczni, lecz zdaje sobie sprawę, że działania wojenne mogą objąć wkrótce także ich rodzinne miasto.
– Dzisiaj to nasze rodziny pomagają we Lwowie uchodźcom ze wschodniej części Ukrainy. Cały czas jesteśmy w kontakcie i jeśli tylko okazałoby się, że dzieje się coś niedobrego, to wtedy zrobię wszystko, żeby sprowadzić bliskich do Polski – mówi Władek. – Najgorzej jest z teściem, który miał już wyznaczony termin skomplikowanej operacji w Kijowie. Bez pomocy państwa taka operacja kosztuje 50 tys. dolarów. Nie wiemy, co robić.
Będą pomagał dopóty, dopóki będzie taka potrzeba
– Wielu moich rodaków pracujących w Polsce wróciło na Ukrainę i wzięli broń do ręki. Chciałbym zrobić tak samo, ale mam żonę, która za kilkanaście dni będzie rodzić i nie mogę zostawić jej samej – mówi Władek. – Nie pozostaje jednak bierny. Staram się jak tylko mogę pomagać moim rodakom, którzy przekraczają granice. Jeżdżę na Medykę, rozwożę ludzi, przywożę rzeczy, o które proszą i będę pomagał dopóty, dopóki będzie taka potrzeba.
Czyli nie zgłosił się do armii, czy czasami za to nie grozi na Ukrainie 12 lat?