Rankiem 9 maja 1884 roku senne zazwyczaj Nisko ożywiła wstrząsająca wiadomość. Z kasy miejskiego magistratu zniknęły wszystkie pieniądze. W skarbcu pozostała tylko rozbita skrzynia i sterta walających się na podłodze dokumentów.
Wiadomość obiegła miasto niewiarygodnie szybko. Ale też wydarzenia, które wówczas zaszły, nie należały do zwyczajnych. A było tak. W piątkowy ranek, żona policjanta miejskiego Sulika, jak zwykle sprzątała biuro magistratu. Zamiatając izbę spostrzegła, że „skrzynia w której pieniądze przechowywano była rozbitą, a naokoło niej leżały porozrzucane wszystkie papiery z wnętrza wyjęte”. Przerażona Sulikowa narobiła ogromnego hałasu. Na miejsce przybiegli miejscy policjanci, w jakiś czas po nich pojawił się też niżański burmistrz Antoni Mierzwa. Jak zeznali świadkowie, włodarz miasteczka „zrobił dość pocieszną minę, a gdy ze wszechstron poczęto go pytać wiele skradziono, drapał się biedaczysko po głowie, aż w końcu wyjęczał: – A juści wszystko!”.
Jakaś bestya skradła
Odpowiedź burmistrza chyba nie zadowoliła ani śledczych, ani mieszkańców Niska. Jedni i drudzy „radzi byli się dowiedzieć wiele w kasie było pieniędzy”. Pytania te do rozpaczy doprowadzały naczelnika gminy, który w końcu wypalił: – „A była tu kupa pieniędzy, ale siła, to czort to wie!”.
W końcu burmistrz na pomoc wezwał magistrackiego pisarza. Obaj panowie wspólnymi siłami ustalili, że w gminnym skarbcu „powinno być 1524 złr. i 75 cnt., a skoro powinno być to widocznie było, a kiej nie ma to jakaś bestya skradła”.
Sprawa zaczynała przybierać coraz bardziej skomplikowany obrót. Jak zeznał burmistrz, oprócz pieniędzy w miejskiej kasie brakuje również złotego łańcuszka o wartości 200 złotych reńskich i dwóch pierścionków z diamentami. Precjoza należały do pani Hany Jakobi. Co w gminnym skarbcu robiła biżuteria szanowanej niżańskiej mieszczanki? Dziwną sprawę wyjaśnił w końcu sam burmistrz. By dorobić do pensji, bez wiedzy i pozwolenia radnych miejskich, pożyczał gminne pieniądze mieszkańcom. Oczywiście pod zastaw i na odpowiedni procent.
Burmistrz kasjerem
Jak więc funkcjonował miejski budżet, skoro mogły się odbywać takie operacje? Ano funkcjonował świetnie i to przez lata. „Burmistrz, który niegdyś umiał kiepsko pisać i czytał w drukowanem, był zarazem kasyerem, sam przyjmował i wydawał pieniądze i sam miał klucze do kasy”. Księgowego nie było, więc został nim sam burmistrz, który od czasu do czasu, jak zeznał: „przeliczył se garścią pieniądze dokumentnie” i wiedział wtedy ile ma. Pisarz gminny wprawdzie coś tam zapisywał w dokumentach, ale „czort się na tym zna, żeby to jeszcze drukowane było to prędzej”. Na pytanie śledczych, jak często przeprowadzano okresową inwentaryzację miejskiej kasy „burmistrz stanął jak na weselu, w końcu okazało się, że o czemś podobnem nie słyszał”. Wprawdzie przed paru laty Rada Powiatowa wyznaczyła męża zaufania od sprawdzania stanu gminnego budżetu i mąż ów raz przeprowadził kontrolę, ale na tym zakończył swoją działalność.
Aresztowanie w Zawichoście
Sprawa była bardzo poważna. Mimo rozpaczy burmistrza i usilnych starań niżańskich policjantów nie udało się wykryć włamywacza. Pozostały po nim „tylko ślady około drabiny, powróz, świderek i brak gotówki w kasie”. Pocieszające wieści nadeszły nieoczekiwanie z Zawichostu. Rosyjskie władze doniosły Austriakom w Nisku, że na ich terenie został zatrzymany niejaki Antoni Dekutowski. Aresztowany miał przy sobie dużą gotówkę i pokrętnie tłumaczył, że pełniąc obowiązki w urzędzie gminnym w Nisku przywłaszczył sobie 527 złotych reńskich, złoty łańcuszek i dwa pierścionki. A wszystko to, bo gmina nie wypłaciła mu należnych pieniędzy. Rosjanie na prośbę ambasady austriackiej wydali Dekutowskiego i ten stanął przed sędzią śledczym.
Teraz sprawy potoczyły się z należytą szybkością. Dekutowski nie tylko przyznał się do ograbienia kasy niżańskiego magistratu, ale też wskazał wspólnika. Zeznał, że do przestępstwa namówił go brat Władysław, majster kominiarski z Niska. Stał on na czatach w czasie włamania do ratusza, a potem bracia podzielili się pieniędzmi. Oskarżony wyjaśnił także, że z łupu skorzystało więcej mieszkańców Niska. W tej sytuacji rzeszowska prokuratura postawiła w stan oskarżenia głównego sprawcę kradzieży Antoniego Dekutowskiego.
Sznur i świder na pamiątkę
Ruszył proces. W czasie postępowania sędziowie ustalili, że Antoni Dekutowski był z zawodu złodziejem i włóczęgą, a w wolnych chwilach trudnił się naprawą butów. Dzięki znajomości tego rzemiosła poznał policjanta miejskiego Sulika, który był zarazem niżańskim szewcem. Sulik mieszkał w budynku magistratu, a Dekutowski pomagając mu często bywał w służbowym mieszkaniu. Tak poznał budynek niżańskiego magistratu. Raz nawet zapytał policjanta ile pieniędzy może być w miejskiej kasie. Ten miał odpowiedzieć, że „z dziesięć tysięcy będzie.” Od tej pory wyobraźnia nie dawała spokoju Dekutowskiemu. Co wieczór krążył wokół budynku urzędu, sprawdzał możliwości i szukał sposobu dobrania się do miejskich pieniędzy. Co noc wartę w magistracie pełniło dwóch policjantów. Tych Dekutowski wykluczył, jako nie stanowiących zagrożenia. Obaj stróże prawa twardo spali na warcie chrapiąc, jak Bóg przykazał. Większym zagrożeniem był zwyczajny ruch wokół magistratu położonego w centrum miasta. No i czas potrzebny na dostanie się do kasy. W końcu Dekutowski uznał, że nadszedł odpowiedni moment. W czwartek 8 maja wypadało święto i miejski urząd był tego dnia nieczynny. Już we wtorek wieczorem zabrał się do pracy. Do pomocy zwerbował swojego brata Władysława, który miał stać na czatach i ostrzegać o ewentualnym niebezpieczeństwie. Antoni przez dymnik na dachu dostał się na strych budynku. Przez całą noc wiercił świdrem dziurę w powale, rano niewielki otwór był gotowy. Dekutowski przez cały dzień uważnie obserwował co się dzieje na dole. Poczekał, aż burmistrz i pracownicy opuszczą budynek i po zamknięciu biura zabrał się ponownie do pracy. Do wieczora udało mu się wybić w powale dziurę na tyle dużą, że za pomocą przymocowanej do belki liny spuścił się na dół do pomieszczenia urzędu. W skrzyni zrobił otwór za pomocą dłuta. Ze środka zabrał pieniądze. Znalazł też złoty łańcuszek i dwa pierścionki. Dokumenty wyjęte ze środka porzucił na podłodze. Wrócił tą samą drogą, którą dostał się do pomieszczenia „pozostawiając sznur i świder dla panów rajców, na pamiątkę”. Późną nocą wydostał się z budynku wpadając w ramiona oczekującego brata Władysława.
Król życia
Po udanym włamaniu wspólnicy rozliczyli się z pieniędzy. Antoni wypłacił bratu 250 złotych reńskich, zaś jego żonie Elżbiecie dał 27 złotych na drobne wydatki.
Mając tak konkretną kwotę w kieszeni Antoni zapragną skorzystać z blasków życia. „Wędrował z szynku do szynku wyszukując gdzie lepsza wódka. Zapraszał znajomych i przyjaciół, fundował, wyprawiał bankiety, pieniądze rozrzucał całymi garściami. Przechodząc przez miasto obdarował bratanka swego Antoniego, młodego terminatora, który cieszył się niezmiernie, dziwiąc się tej wspaniałomyślności swojego stryjaszka. Szczęście podobne spotkało także handlarza jajek, młodego żydka Izaka Goldmana, któremu wręczył Dekutowski pierścień z diamentem z prośbą by zachował go na pamiątkę”. Dekutowski uznał, że do pełni szczęścia brakuje mu jedynie pięknej żony. Dawno już wpadła mu w oko córka Agaty Bednarskiej, a gust miał dobry, bo jak twierdzili mieszkańcy Niska panna Bednarska „posiadała wszelkie warunki do podbijania serc brzydkiej połowy świata”. Wprawdzie Dekutowski wiedział, że dawniej jego wybranka nawet by na niego nie spojrzała „bo był dziadem i włóczęgą bez utrzymania, ale dziś to co innego, dziś Dekutowski pan!”. Konkury rozpoczęły się na dobre, swataniem pary zajął się brat Antoniego. Nasz bohater jednak w międzyczasie postanowił zabawić się za granicą. Wyruszył na wypad do Królestwa Polskiego. Tam jednak młodzieńca aresztowali Rosjanie.
Proces
Podczas rozprawy Dekutowski przyznał się do wszystkiego. „W przystępie rozpaczy nazwał on przyznanie to spowiedzią swojego życia, a sam powiedział, że jest zbrodniarzem, który nie zasługuje na litość i prosił by mu wymierzono najsurowszą karę, bo na nią zasłużył”. Na przysięgłych wyznanie Antoniego zrobiło podobno dobre wrażenie. Ale na surowość wyroku nie wpłynęło. Sąd skazał Antoniego Dekutowskiego na 8 lat ciężkiego więzienia obostrzonego postem i ciemnicą, a po odbyciu kary na dozór policyjny. Władysław Dekutowski dostał 1 rok i 6 miesięcy ciężkiego więzienia. Izak Goldman odsiedział 3 dni aresztu.
Tylko łańcuch i pierścionek
Ówczesne media tak komentują wydarzenia w Nisku: „Rozprawa ta dostarczyła nader smutnych dowodów, jak to sprawowane bywają rządy autonomiczne po naszych miasteczkach, z jaką lekkomyślną nieudolnością zarządza się groszem publicznym; w jakich to rękach spoczywa ster tych rządów. Dekutowscy przyznali się jak wiadomo do kradzieży 527 złr., a gdzie reszta pieniędzy? To pytanie nie zostało wyjaśnione. Gotówki żadnej nie znaleziono, zwrócono tylko łańcuch złoty i pierścionek”.
Autor Bartłomiej Pucko