Prawdę o horrorze, który rok temu miał miejsce w Zdziechowicach Drugich zna tylko Roman S. Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu nie był w stanie ustalić okoliczności śmierci 66-letniej Jadwigi K., której ciało zostało poćwiartowane i spalone przez 34-latka. Mężczyzna został nieprawomocnie skazany jedynie za pobicie, narażenie życia Jadwigi K. na niebezpieczeństwo i zbezczeszczenie jej zwłok. W więzieniu spędzi 5 lat. Rok z tego okresu już ma zaliczony, na wolności wyjdzie więc w styczniu 2026 r.
5 stycznia 2022 r. przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu zapadł nieprawomocny wyrok w sprawie dotyczącej pobicia, śmierci i zbezczeszczenia zwłok 66-letniej Jadwigi K. Do szokujących wydarzeń doszło między 10 a 17 stycznia 2021 roku w Zdziechowicach Drugich. Echa koszmaru, który spotkał kobietę, obiegły całą Polskę.
Proces, ze względu na dobro rodziny pokrzywdzonej oraz drastyczne okoliczności przestępstw zarzuconych 34-letniemu Romanowi S., toczył się z wyłączeniem jawności. W minioną środę zapadł wyrok i sąd zdecydował, że jego ustnemu uzasadnieniu będą mogli przysłuchiwać się dziennikarze. Dzięki temu, po miesiącach domysłów i składania w całość informacji pozyskanych z różnych nieoficjalnych źródeł, poznaliśmy przebieg tragicznych wydarzeń. Bez najbardziej drastycznych i intymnych szczegółów, ale można dzięki tym informacjom próbować zrozumieć, jak doszło do tego horroru.
Związek 66-latki i 34-latki trwał od roku
– Roman S. i Jadwiga K., mimo znacznej różnicy wieku, od około roku byli ze sobą w związku. 34-latek był osobą nerwową, skłonną do agresji, szczególnie gdy znajdował się w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środków odurzających – mówił podczas uzasadnienia wyroku sędzia referent Tomasz Turbak.
Para nie stroniła od alkoholu. A efektem tego była przemoc, której doświadczała Jadwiga K. Do pierwszego takiego zdarzenia, opisanego aktem oskarżenia, doszło 22 czerwca 2020 r.
– Jadwiga K. piła wówczas alkohol z ojcem Romana S. Gdy ten się o tym dowiedział, zdenerwował się, szczególnie, że kobieta i mężczyzna zamknęli się od środka w domu i nie mógł się on do nich dostać. Roman S. wszedł wówczas do środka, używając pewnego sposobu. Doszło do awantury, oskarżony wypchnął na zewnątrz pokrzywdzoną, ta upadła i uderzyła o twarde podłoże, zaczęła się lać krew. Potem ciągnął ją oskarżony po podłożu i kilkakrotnie uderzył, czym spowodował obrażenia typu lekkiego. Świadek tego zdarzenia zeznał w sądzie, że Roman S., gdy zorientował się co zrobił, przepraszał kobietę i zaczął namawiać ją, by okłamała policję i pogotowie, że nie on był sprawcą. I faktycznie, Jadwiga K. zeznała wówczas, że się przewróciła i spadła ze schodów. Takie namawianie do mówienia nieprawdy miało zresztą miejsce także w innych przypadkach. Innym razem, gdy kobieta została pobita przez Romana S., twierdziła, że została napadnięta przez nieznanych sprawców w lesie, a nic takiego nie miało miejsca – mówił sędzia Turbak.
Toksyczny związek kobiety i niemal o połowę młodszego od niej mężczyzny jednak trwał. Aktów przemocy było więcej, ale kobieta nie przyznawała się do nich. To, że miały miejsce, potwierdzili jednak w sądzie świadkowie tych zdarzeń.
Tragiczny dzień mocno podlany alkoholem
Sędzia Tomasz Turbak ujawnił podczas uzasadniania wyroku także wydarzenia tragicznego dnia. Jak się okazuje, 10 stycznia, w domu, w którym doszło do dramatu, był tego dnia patrol policji. Interwencja odbyła się około godz. 15, a wzywającym pomocy był ojciec Romana S. Policjanci widzieli wówczas Jadwigę K. żywą. Powodem interwencji był konflikt, do którego doszło między ojcem i synem S.
– Przybyli na miejsce policjanci zastali Mariana S., oskarżonych Romana S. i Piotra K oraz Jadwigę K. Nic złego się tam wówczas jednak nie działo. Wszyscy spożywali natomiast alkohol. Ojciec i syn doszli do porozumienia. Marian S. opuścił jednak dom, nie chcąc zaostrzać sytuacji – mówił sędzia.
Przebieg dalszych wydarzeń, sąd ustalił na podstawie zeznań Romana S. i Piotra K.
– Wszyscy byli już mocno pijani, ale nadal spożywali alkohol. Piotr K. w pewnym momencie wyszedł z domu za potrzebą fizjologiczną. Jadwiga K. miała w międzyczasie oddać mocz na sofę, na której siedziała. To bardzo zdenerwowało Romana S. Zaczął ją atakować. Chciał ją wyrzucić z domu. Kobieta była już jednak bezwładna. 34-latek uderzył ją jednak kilkakrotnie tępym narzędziem. Pobitą kobietę wyprowadził na zewnątrz domu i zepchnął ze schodów. Zdarzenia mające miejsce na zewnątrz widział Piotr K. Z jego relacji wynika, że Jadwiga K. straciła równowagę i uderzyła głową o schody – mówił sędzia Turbak.
Nieznana przyczyna śmierci Jadwigi K.
Roman S. został oskarżony przez Prokuraturę Okręgową w Tarnobrzegu o trzy przestępstwa. Pobicie Jadwigi K. z czerwca 2020 , spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu tej samej kobiety 10 stycznia 2021 r., za co groziło mu od 5 do 25 lub nawet dożywotniego pozbawienia wolności oraz zbezczeszczenie jej zwłok. W trakcie procesu i na podstawie zebranego materiału dowodowego, sąd zdecydował jednak o zmianie zarzutów.
Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu uznał 5 stycznia 2022 r., że nie ma żadnych dowodów, które jednoznacznie wskazywałyby na to, że w Zdziechowicach Drugich doszło 10 stycznia 2021 r. do zabójstwa. A brak dowodów zbrodni i wszelkie wątpliwości nie poparte dowodami, zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, przemawiają na korzyść oskarżonego.
– W toku postępowania sądowego, w ocenie sądu nie ma dowodów wskazujących na to, że oskarżony się tego czynu dopuścił – mówił sędzia Tomasz Turbak. – Sąd, wydając wyrok skazujący, musi być przekonany, że dowody zebrane w sprawie nie budzą wątpliwości i że dają pewność, że możemy uznać oskarżonego za winnego popełnienia zarzucanych mu czynów. Takiej pewności w tej sprawie nie ma. Jest natomiast zasada domniemania niewinności, rozstrzygania wątpliwości takich, których nie da się wyjaśnić, na korzyść oskarżonego. A w tej sprawie nie mamy niestety możliwości ustalenia dokładnej przyczyny śmierci Jadwigi K. Ta przyczyna jest dla nas niestety nieznana.
Przyczyn śmierci Jadwigi K. nie można ustalić, bo Roman S. ćwiartując i paląc jej ciało, po prostu pozbył się dowodów tego, co się wydarzyło.
– Biegli nie byli w stanie wskazać jaka była przyczyna śmierci Jadwigi K., łącznie z tym, że nie byli w stanie wykluczyć takiego przebiegu zdarzenia, że jej zgon mógł nastąpić z przyczyn naturalnych – tłumaczył sędzia Tomasz Turbak. – Wskazali na to, że nie mając całości ciała, bo faktycznie tego ciała nie dało się w całości zabezpieczyć, bo częściowo zostało zniszczone, zbezczeszczone przez oskarżonego. Jeżeli są wątpliwości z tym związane, nawet jeśli one wynikają z braku takich istotnych elementów ciała, to tych wątpliwości nie możemy rozstrzygać na niekorzyść oskarżonego.
Wyrzucił z domu w samej koszuli
Sąd skupił się natomiast na tym, że po awanturze o oddanie moczu na sofę, Roman S. wyrzucił z domu Jadwigę K. Na zewnątrz panowała wówczas temp. około 1 stopnia Celsjusza.
– Kobieta nie miała wówczas na sobie żadnej bielizny, jedynie koszulę. Żadnej ciepłej odzieży, żadnych spodni, butów. Jest to bardzo istotne dla sądu. W takim stanie, gdy pani była nietrzeźwa, pobita i ubrana nieadekwatnie do pory roku i gdy panowała temperatura nie wyższa niż 1 st. C., Roman S. wyrzucił ją na zewnątrz – ujawnił sędzia Tomasz Turbak.
Z zeznań obecnego wówczas na podwórku Piotra K. wynika, że miał on próbować przekonać Romana S., aby pozwolił Jadwidze K. wejść z powrotem do środka, ale ten się na to nie zgodził. Między mężczyznami doszło do przepychanki i Piotr K. opuścił posesję. 34-latek zostawił natomiast skuloną na schodach półnagą 66-latkę, która zasłaniała twarz i płakała, i poszedł do domu.
Kobieta miała ponoć jeszcze być widziana przez Piotra K. jak szła w stronę znajdującej się na posesji szopy. Wszystko wskazuje, że były to ostatnie minuty, bądź godziny jej życia. Roman S. wrócił na podwórko, gdy się przespał. Z jego zeznań wynika, że zobaczył Jadwigę K. leżącą na ziemi. Kobieta miała już wtedy nie żyć.
Poćwiartował zwłoki i spalił w piecu
Jak ustalił sąd, Roman S. wpadł wówczas w panikę. Obawiał się, że mógł przyczynić się do śmierci Jadwigi K. i postanowił pozbyć się jej ciała. W sposób wyjątkowo drastyczny, bo ciął jej ciało na kawałki, zaczynając od głowy, i palił je w piecu.
Spopielone prochy kobiety, wyrzucał potem na podwórko w kolejnych dniach nieświadomy całego dramatu ojciec Romana S. Część szczątków kobiety sprawca zbezczeszczenia ukrył także w jednym z uli, a ocalałą część ciała w kombajnie.
Horror ten trwał kilka dni, po których do domu S. przyszedł kolejny raz w celu spożywania alkoholu Piotr K. Mężczyzna zapytał o Jadwigę K. i 34-latek miał mu się wówczas przyznać, że ją prawdopodobnie zabił, a jej ciało spalił.
Piotr K. był drugim oskarżonym w tym procesie. Prokuratura postawiła mu zarzut niepowiadomienia organów ścigania o przestępstwach dokonanych przez Romana S. Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu uniewinnił jednak Piotra K. od tego zarzutu, uznając, że gdy mężczyzna dowiedział się o tym, co się stało, poszedł do miejscowego sklepu i przekazał te informacje osobie, którą poprosił o wykonanie telefonu na policję.
– Piotr K. postąpił właściwie. Biorąc pod uwagę, że nie miał swojego telefonu, a sklep w takiej małej miejscowości pełni szczególną funkcję, to przekazanie tam informacji było zachowaniem poprawnym – tłumaczył sędzia. – Dzięki jego informacji, policja wszczęła poszukiwania Jadwigi K. i przybyła do domu rodziny S.
5 lat za kratami
Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu skazał Romana S. na łączną karę, za trzy przypisane mu przestępstwa, 5 lat pozbawienia wolności. Uznał go winnym pobicia kobiety w czerwcu 2020 r., narażenie jej życia na niebezpieczeństwo przez wyrzucenie z domu nieubranej, nietrzeźwej i przy niskiej temperaturze 1 stycznia ub. roku oraz o zbezczeszczenie jej zwłok.
Na poczet kary sąd zaliczył 34-latkowi okres tymczasowego aresztowania, który trwa od stycznia 2020 r. Do końca odsiadki zostałyby więc 34-latkowi 4 lata. Roman S. ma także zapłacić 13 tys. zł zadośćuczynienia synowi Jadwigi K.
Decyzją sądu Roman S. nadal będzie przebywał w areszcie tymczasowym, został mu on przedłużony do 15 kwietnia 2022 roku. Zaskakującym było, że Roman S. nie wnosił o uchylenie aresztu, choć chwilę wcześniej zrobił to jego obrońca. 34-latek stwierdził, że woli czekać na prawomocny wyrok w warunkach aresztu.
Strony procesu mają prawo do odwołania się od wyroku po wcześniejszym wystąpieniu o pisemne uzasadnienie wyroku. Oskarżyciel publiczny zapowiedział, że na pewno będzie w tej sprawie apelował.
(mar)
Słuszny wyrok. Zasada „In dubio pro reo” obowiązuje od starożytności.