– To nie będzie tak, że nagle wejdą tu ekipy z piłami i wytną naraz te prawie 1000 hektarów lasu. To potrwa latami. I nawet jak już do tego dojdzie, to mówiąc metaforycznie, my ten las przesadzamy, bo będzie rósł w innym miejscu – tak Jacek Pomykała, nadleśniczy Nadleśnictwa Rozwadów, przedstawia „Sztafecie” wielki projekt pozyskania w Stalowej Woli leśnych gruntów pod działalność przemysłową, za które Lasy Państwowe mają otrzymać w zamian inne działki.
Przypomnijmy: 23 lipca br. Sejm uchwalił specustawę o „szczególnych rozwiązaniach związanych ze specjalnym przeznaczeniem gruntów leśnych”. Przewiduje ona, że w Jaworznie na Śląsku pod nowe inwestycje przeznaczonych zostanie 238 ha gruntów leśnych, a w Stalowej Woli aż 996 ha. Lasy Państwowe otrzymają w zamian inne działki: już zalesione lub takie, na których można prowadzić gospodarkę leśną. Nowe prawo daje też 10 lat na wykorzystanie wylesionych działek pod inwestycje.
Ustawę nazwano potocznie lex Izera, od marki polskiego samochodu elektrycznego, jaki ma być produkowany w nowej fabryce w Jaworznie właśnie. W zakładzie tym pracę miałoby znaleźć początkowo 3 tys. osób, a w późniejszym etapie kolejnych 3,5 tys. W Stalowej Woli, gdzie ma powstać Strategiczny Park Inwestycyjny, mówi się o kilkunastu tysiącach nowych, dobrze płatnych miejsc pracy.
Park Inwestycyjny. Naprawianie błędów z przeszłości
Jak to się jednak stało, że to Stalowa Wola jest największym beneficjentem tej ustawy? Kto lobbował za takim rozwiązaniem?
Pytany o to prezydent Lucjusz Nadbereżny mówi „Sztafecie”, że to długa historia, a lista osób zaangażowanych w to przedsięwzięcie jest równie długa, na czele z prezesem Jarosławem Kaczyńskim i premierem Mateuszem Morawieckim. Przypomina też, że Stalowa Wola od dłuższego czasu prowadziła starania o powiększenie przemysłowej strefy miasta, choć przyznaje, że nie w takiej skali, o jakiej mówi lex Izera.
Według prezydenta, to obiektywne czynniki, takie jak lokalizacja na terenie dawnego COP-u, potencjał kadry techniczno-inżynieryjnej, łatwy dostęp do źródeł energii (prąd, gaz), dobre skomunikowanie miasta oraz unikatowa sytuacja, że ma ono dwie oczyszczalnię ścieków (jedną przemysłową), a także zachęty podatkowe sprawiły, że oferta Stalowej Woli była tak atrakcyjna, że została ujęta w ustawie.
– Od lat mówi się, że Stalowa Wola powinna się powiększać. Ten Park Inwestycyjny to będzie znaczące powiększenie powierzchni funkcjonalnej miasta, kreowanie nowych miejsc pracy, nowych inwestycji, nowych podatków zasilających budżet miasta, na powierzchni blisko 1000 hektarów – mówi Lucjusz Nadbereżny.
Przypomina też, że tereny pozyskane od Lasów Państwowych, w projektach, planach zagospodarowania, w wizji rozwoju Huty i miasta Stalowa Wola zawsze były przeznaczone pod inwestycje.
– Tylko i wyłącznie błędne decyzje transformacji lat. 90 i początku 2000 wygasiły te projekty gospodarcze, powodując w tamtym czasie w Stalowej Woli strukturalne bezrobocie i olbrzymie problemy. My dzisiaj naprawiamy te błędy i zaniechania tamtych lat, które spowodowały, że tak wiele młodych, dynamicznych osób musiało wyjechać ze Stalowej Woli. Z tego względu jest to projekt spóźniony, ale musi być podjęty. Przyniesie zmianę profilu gospodarczego Stalowej Woli na przemysł innowacyjny i nowoczesnych technologii przyjaznych dla środowiska – dodaje prezydent Nadbereżny.
Zieloni: to skandal i zbrodnia
Specustawa i tryb jej procedowania wzbudziły oczywiście protesty ekologów.
– Lex Izera jest przyjmowana bez dyskusji. Będzie można ciąć lasy pod fabryki. To skandal i kolejna zbrodnia na otaczającym nas środowisku – mówił po sejmowym głosowaniu Krzysztof Cibor z Greenpeace Polska.
Zdaniem zielonych, lex Izera będzie także furtką umożliwiającą szeroki wyręb lasów pod działalność przemysłową, ale padały też argumenty ekonomiczne.
– Tracimy nie tylko las, tracimy również kilkaset milionów złotych, które powinny dofinansować ochronę przyrody w ramach Funduszu Leśnego. Inwestor, na którego korzyść dokonuje się zamiana gruntu, będzie zwolniony z opłaty za wyłączenie lasu z produkcji i odszkodowania za przedwczesny wyrąb drzewostanu. Również koszty usunięcia drzew i uporządkowania tak ogromnego terenu poniosą za niego Lasy Państwowe. Szacujemy, że ten prezent dla inwestorów może kosztować Skarb Państwa niemal pół miliarda zł. Ponad dwukrotnie więcej niż roczny koszt funkcjonowania parków narodowych w Polsce! – alarmował Bartosz Kwiatkowski z Fundacji Frank Bold.
Wyważyć wszystkie racje
Niemal 100 proc. z 55 działek przeznaczonych pod park inwestycyjny w Stalowej Woli to lasy, głównie sosnowe: od młodych, 2-letnich szkółek, po 100-120-letnie drzewa (najwartościowsze do wyrębu są 30-60-letnie sztuki). Działki te stanowią zwarty kompleks „za Hutą”, w kierunku Bojanowa. Około 300 hektarów z nich to lasy Nadleśnictwa Rozwadów (w sumie ma 17 tys. ha lasów), resztę Skarb Państwa pozyskał przed laty od HSW za zaległości podatkowe.
– To drzewostany gospodarcze, gdzie i tak prowadzimy wyrąb dla klientów naszego nadleśnictwa. W całych zasobach rocznie pozyskujemy ok. 70 tys. metrów sześc. drewna. W związku z tą ustawą zmniejszymy więc teraz inne wycinki. Las jest dla człowieka, chodzi tylko o to, by znaleźć rozsądny kompromis i wyważyć wszystkie racje. A ten park inwestycyjny to wielka szansa dla Stalowej Woli – mówi „Sztafecie” nadleśniczy Jacek Pomykała.
Uszczęśliwianie Stalowej Woli na siłę
Były prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak, który przed laty toczył liczne i w większości przegrane boje z Lasami Państwowymi o tereny pod inwestycje, widzi to zupełnie inaczej.
– To jest wielki błąd i złe rozwiązanie prawne. Ta ustawa powinna dotyczyć wszystkich zainteresowanych w Polsce albo nikogo. To taki polityczny gest, pokazanie, że jak my rządzimy, to nasi mają, a jak nie jesteście nasi, to nie macie. To jest dewastowanie porządku prawnego, bo przepraszam bardzo, dlaczego ustawa dotyczy tylko Stalowej Woli i Jaworzna? Szereg miast w Polsce potrzebuje terenów pod inwestycje i ma lasy. Że nie jestem stalowowolskim patriotą? Mówię to jako osoba czująca odpowiedzialność za państwo polskie i stan jego prawa – komentuje Szlęzak.
Jego zdaniem, w ustawie można by więc zapisać, że tam, gdzie są problemy z terenami inwestycyjnymi i kolizja z lasami, to pozyskuje się nowe tereny w zależności od aktualnych potrzeb i zainteresowania inwestorów, a nie tylko otwiera się furtkę dla wybranych ośrodków. Przypomina też, że przed laty była w Sejmie próba takiego kompleksowego rozwiązania, ale została utrącona przez PSL.
– Te 1000 hektarów to blisko jedna czwarta administracyjnej powierzchni Stalowej Woli. Czy miasto znajdzie aż tyle terenów w zamian dla Lasów Państwowych? Czy znajdą się poważni inwestorzy? Nie znam sytuacji w Jaworznie, ale moim zdaniem u nas mamy uszczęśliwianie Stalowej Woli na siłę. Gdybym był radnym miasta, to w tej sprawie przynajmniej wstrzymałbym się od głosu – dodaje Andrzej Szlęzak.
Uważa też, że problem z terenami inwestycyjnymi powinien być rozwiązywany w skali Czwórmiasta: Stalowa Wola – Tarnobrzeg –Nisko – Sandomierz.
– Takich rzeczy w normalnym państwie tak się nie załatwia. A tutaj poszło po partyjnej linii. Stalowa Wola ma dobrze, a reszta Polski niech się wali – podsumowuje dosadnie Andrzej Szlęzak.
Lasy Państwowe tną jak opętane
Radna Stalowej Woli Joanna Grobel–Proszowska, jako posłanka pilotowała w Sejmie w 2005 r. nowelizację ustawy o ochronie środowiska. To o tym rozwiązaniu wspominał Andrzej Szlęzak.
Chodziło w nim o to, by w sytuacji, gdy znajdzie się inwestor, to opłata za wylesienia działki pod działalność przemysłową zostaje zawieszona, a gdy inwestycja zostanie zrealizowana i powstaną miejsca pracy, to koszty wylesienia są umarzane. Było to korzystne rozwiązanie dla Huty Stalowa Wola, która miała wtedy setki hektarów lasów, ale inwestorów zniechęcały bardzo wysokie koszty wylesień. Niestety, poprawka ta przepadła.
A jak dziś była posłanka ocenia lex Izera?
– Jeżeli nie będzie inwestorów, to nie będzie żadnego wyrębu. Ta ustawa daje tylko możliwość pozyskania sobie miejsca w konkretnych ramach czasowych. To rozwiązanie konieczne, i tu nie widzę większych kontrowersji. Dużo bardziej mnie niepokoi to, co się dzieje w lasach wokół Stalowej Woli. Lasy Państwowe, to drugie obok kolei „państwo w państwie”, tną tam jak opętane. To co się dziej w przyrodzie, ingerencja w obszar Natury 2000, bezmyślne polowania – to są realne problemy. Lasy wyglądają dobrze przy drogach, ale jak się wejdzie głębiej, to wszędzie się tnie, a drewno sprzedaje np. do Chin – mówi „Sztafecie” Joanna Grobel-Proszowska.
Miasto na to stać
Ustawa stanowi, że zamiana gruntów leśnych na inne działki ma się odbyć w ciągu dwóch lat. Już prawie 100 hektarów do takiej operacji wskazano w gminie Zaleszany. Kto będzie płacił za te działki?
– Koszty wykupu terenów do zamiany za działki pozyskane z Lasów Państwowych ponosić będzie Stalowa Wola. Od samego początku w strategii tego projektu, było jasne, że to będzie nasza domena. Jako miasto posiadamy obecnie 12 hektarów lasów i one też zostaną wykorzystane w tej zamianie. Pozostałe ok. 980 ha chcemy zakupić od okolicznych gmin. To będzie kwota kilkudziesięciu milionów złotych. Stać nas na to, bo przyniesie to pokoleniowe zyski dla Stalowej Woli: pod względem rozwojowo-inwestycyjnym, ale da też wieloletnie wpływy podatkowe – wyjaśnia prezydent Lucjusz Nadbereżny.
Informuje również, że miasto ma ok. 840 ha terenów przewidywanych do zamiany, które znajdują się w promieniu 30 km od Stalowej Woli.
– Nasz cel jest taki, aby cały niezbędny obszar do zamiany gruntów, czyli 996 ha był zamknięty w tym 30-kilometrowym pierścieniu wokół Stalowej Woli. I myślę, że w perspektywie dwóch lat wskazanych w ustawie, to się uda – dodaje prezydent Nadbereżny.
Daliśmy prezydentowi szansę
W Sejmie przeciwko lex Izera głosowała m.in. Koalicja Obywatelska, a Senat odrzucił tę ustawę w całości. Ostatecznie została ponownie przyjęta przez Sejm 11 sierpnia, a 28 sierpnia w Stalowej Woli podpisał ją prezydent Andrzej Duda.
Tymczasem była posłanka PO i obecna radna Stalowej Woli Renata Butryn, podobnie jak cała opozycja w radzie miejskiej skupiona w Stalowowolskim Porozumieniu Samorządowym, 14 lipca br. głosowała za rezolucją popierającą lex Izera, czyli wbrew sejmowej woli swej partii.
– Poparliśmy tę rezolucję mimo różnych opinii w naszym klubie. Większość była jednak za tym, żeby dać szansę prezydentowi, bo ciągle zarzucamy mu przecież, że w mieście nie ma terenów inwestycyjnych, że nie umie przyciągnąć inwestorów. Ale też zastrzegliśmy, że musimy mieć pełną informację o kolejnych działaniach w sprawie parku inwestycyjnego, o listach intencyjnych itd. Choć osobiście uważam, że wyrąb takiej ilości lasu jest dyskusyjny. Będziemy więc obserwować, jak to się potoczy. Żadna niekologiczna branża nie powinna mieć wstępu do Parku – mówi Renata Butryn.
Potrzebne porozumienie i konsekwencja
Prezydent Nadbereżny nie ukrywa zadowolenia z jednomyślnie przyjętej rezolucji.
– Cieszy mnie dobry klimat w tej sprawie wśród radnych, niezależnie od opcji politycznych. To przykład mądrości z czasów, kiedy powstawała Stalowa Wola. Mam nadzieję, że ten projekt też będzie łączył nas na przyszłość. Nie jest bowiem istotne, kto go inicjuje, bo to jest projekt wieloletni na dekady, niezależnie od tego, kto będzie następnym prezydentem, kto będzie miał władze w radzie miasta w następnych kadencjach – mówi.
Podkreśla także, że jest to projekt, który wymaga porozumienia i konsekwencji. I ma nadzieję, że tego w mieście nie zabraknie.
– Ustawa mówi o 10 latach na wejście inwestorów do Parku, ale jestem przekonany, że pierwsze sukcesy z nim związane, przekładające się na rozwój Stalowej Woli nastąpią wcześniej niż za te 10 lat – dodaje prezydent Nadbereżny.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: