W ostatniej kolejce 3 ligi, Stal Stalowa Wola pokonała na wyjeździe Tomasovię, a piłkarzem, który miał szczególny udział w wygranej był BARTŁOMIEJ OLSZEWSKI. Dla obrońcy „Stalówki” był to powrót w rodzinne strony. To w oddalonym o 20 km od Tomaszowa Lubelskiego Krasnobrodzie rozpoczynał swoją przygodę z piłką.
Igros Krasnobród był jego pierwszym klubem. Stąd trafił do szkółki piłkarskiej Hetmana Zamość, a z niego do Górnika Zabrze. W klubie 14-krotnego mistrza Polski występował w juniorskich rozgrywkach i w Młodej Ekstraklasie, a rok 2016 spędził w MKS Kluczbork. Wrócił do Zabrza i w sezonie 2017/18 zaliczył osiem występów w Ekstraklasie, w której zadebiutował w zwycięskim meczu z Legią Warszawa 3:1. Później jeszcze dwukrotnie miał okazję spotykał się z wojskowymi, ale także z Pogonią czy Lechem. Następny sezon rozpoczął w rezerwach Górnika, a przed rundą rewanżową trafił na zasadzie transferu definitywnego do Pogoni Siedlce.
25 lipca 2019 roku w ostatniej kolejce II ligi wraz ze swoimi kolegami z Pogoni Siedlce przyczynił się do spadku Stali Stalowa Wola do III ligi. Dwa lata później podpisał z nią kontrakt ważny do końca czerwca 2022 roku.
Od początku sezonu jest podstawowym graczem „Stalówki”. Wystąpił we wszystkich meczach ligowych w pełnym wymiarze czasowym. W ostatniej kolejce w spotkaniu z Tomasovią, wypracował rzut karny, po którym Stal objęła prowadzenie, a pod koniec meczu, po jego dośrodkowaniu z rzutu rożnego trzecią bramkę dla naszego zespołu zdobył Daniel Świderski.
– Jak się grało na stadionie, na którym zapewne bywał pan nieraz w czasach młodości – wszak Tomaszów położony jest zaledwie 20 km od Krasnobrodu? Latem mnóstwo ludzi pokonuje tę piękną turystyczną trasę rowerem, a zimą na nartach biegowych.
– To prawda. Grało mi się bardzo dobrze. Chyba każdy tak ma, że jak przyjeżdża w swoje rodzinne strony, to podchodzi do meczu sentymentalnie, bo zazwyczaj na trybunach pojawia się rodzina, bliższa, dalsza, przyjaciele, znajomi, a tym samym bardziej się mobilizuje do takiego występu. A jak się wygrywa mecz, to i satysfakcja jest podwójna.
– Na dobrą sprawę, przy lepszej skuteczności, mogliście zamknąć to spotkanie już w pierwszej połowie.
– Czasami tak jest, że nic nie chce wpaść. Wypracowaliśmy sobie do przerwy kilka dobrych okazji i rozmawialiśmy o nich w przerwie. To nie jest tak, że przeszliśmy nad nimi do porządku dziennego.
– To chyba najbardziej oberwało się Danielowi Świderskiemu, który uwolnił się kilka razy spod opieki obrońców i to on miał najlepsze okazje do tego, by Stal wygrywała do przerwy.
– Daniel sam o tym mówił. Miał pecha i tyle, bo starał się jak mógł i zrobił wszystko jak należy, ale – tak jak powiedziałem – w piłce czasami to za mało. Potrzebny jest łut szczęścia, palec Boży…
– … albo bramkarz, który popełni błąd, a tak się złożyło, że Krawczyk, który nigdy wcześniej nie grał w seniorach, bronił do przerwy momentami jak w transie.
– I chwała chłopakowi za to, bo to on bardzo długo trzymał Tomasovię przy życiu. Zresztą uważam, że mimo porażki, dosyc dotkliwej, patrząc na wynik, młodej drużynie Tomasovii należą się brawa. Mimo braków kadrowych walczyła ambitnie i długo stawiała opór. Są beniaminkiem, chcą zostać w lidze i myślę, że sobie poradzą, czego im życzę.
– Gospodarze protestowali, kiedy sędzia podyktował karnego, dopatrując się faulu na panu, a i po meczu zgodnie twierdzili, że arbiter pomylił się, bo Czarniecki ich zdaniem wybił panu piłkę spod nóg w sposób prawidłowy. Co pan na to?
– Był karny i tyle mam do powiedzenia. Uprzedziłem obrońcę w walce o pozycję, zdążyłem się zastawić, wszedłem przed niego i zostałem powalony na ziemię. Tu nie mam nad czym dyskutować. Naprawdę.
– Jeśli w najbliższym meczu wygracie z Czarnymi Połaniec to już na dobre chyba zakotwiczycie w strefie zagrożonej… awansem.
– Chcemy zrobić kolejny krok do przodu. Wiemy, jaki mamy cel. Nie trzeba nam tego przypominać co tydzień. My doskonale wiemy, że musimy wygrywać każdy mecz i udowadniać, że Stal jest mocną drużyną.
Rozm. Mariusz Biel