Kopalnia strajkuje – to tytuł wystawy, którą można zobaczyć w Spółdzielczym Domu Kultury w Stalowej Woli. Ekspozycja odnosi się do wydarzeń z grudnia 1981 roku związanych z pacyfikacją kopalni „Wujek” oraz politycznego tła tej zbrodni. Na wystawie przedstawione są także sylwetki górników, którzy 40 lat temu stracili życie.
W piątek odbyło się oficjalne otwarcie wystawy. W spotkaniu uczestniczyła rodzina pochodzącego z Dzierdziówki Zbigniewa Wilka, który był jedną z ofiar pacyfikacji kopalni „Wujek” oraz naoczni świadkowie tamtych dni.
Ekspozycja jest poświęcona tragedii, jaka miała miejsce 16 grudnia 1981 r. w katowickiej Kopalni „Wujek”. Wystawa składa się z 24 plansz, na których zaprezentowano wiele niepublikowanych dotąd zdjęć z tamtego okresu. Historia opowiedziana przez twórców wystawy zawiera informację o kryzysie, który nastąpił w PRL na przełomie lat 70. i 80., opisuje powstanie związków zawodowych, wprowadzenie stanu wojennego, „odblokowywanie” zakładów pracy strajkujących na terenie województwa katowickiego, pacyfikację Kopalni „Wujek”. Każdemu z zastrzelonych dziewięciu górników poświęcono osobną tablicę. Na tablicy podsumowującej wystawę przypomniano kolejne procesy funkcjonariuszy plutonu specjalnego ZOMO, którzy w końcu zostali skazani. Wystawa została przygotowana przez Śląskie Centrum Wolności i Solidarności.
Życie przerwane kulą plutonu specjalnego
– Mamy 40. rocznicę pacyfikacji kopalni „Wujek”, 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Wystawa ma przypomnieć wydarzenia, które miały miejsce na kopalni „Wujek” w Katowicach 16 grudnia 1981 roku. Zależało nam na tym, aby pokazać po raz kolejny, że stan wojenny to nie tylko teleranek, którego zabrakło w telewizji, ale przede wszystkim ofiary tego stanu wojennego. Wystawa jest na tyle interesująca, że pokazuje tych górników w sposób bardziej prywatny. Staliśmy się skorzystać ze zdjęć od rodzin i te zdjęcia prywatne pokazują ich takimi jakimi byli na co dzień. Tak naprawdę chodziło nam o to, by pokazać, że to byli zwykli, normalni ludzie, których życie zostało przecięte przez kulę plutonu specjalnego ZOMO – mówił Robert Ciupa, dyrektor Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności.
Gdy 13 grudnia 1981 roku o świcie górnicy z katowickiej kopalni „Wujek” przygotowywali się do rozpoczęcia pracy, nie wiedzieli jeszcze o gigantycznej operacji komunistycznej władzy, wymierzonej w „Solidarność” i miliony popierających ją Polaków. Niepewność wzbudziła natomiast informacja o brutalnym zatrzymaniu minionej nocy Jana Ludwiczaka, przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarności”. Po porannym przemówieniu gen. Wojciecha Jaruzelskiego było już jasne, że to efekt stanu wojennego. Wkrótce zaczął się górniczy protest.
– Byłem wtedy młodym człowiekiem, 22 lata życia, 2 lata stażu pracy na kopalni. (…) Powiem szczerze, nie spodziewałem się, że nas zaatakują tak ostro. Wydawało mi się, że nas spróbują przetrzymać do świąt, a resztę zrobią nasze rodziny, spróbują nas zachęcić, wracajcie do domu, będziemy jeść suchy chleb, pić wodę, ale będziemy razem. Niestety ta ówczesna władza nie miała zamiaru czekać do świąt, tylko była przygotowana na rozbicie tego strajku – mówił Antoni Gierlotka, członek Społecznego Komitetu Pamięci Górników Poległych 16 grudnia 1981 roku na Kopalni Wujek.
1471 funkcjonariuszy MO i ZOMO, 760 żołnierzy, dysponujących 22 czołgami i 44 wozami bojowymi
Strajkujący domagali się uwolnienia Ludwiczaka oraz innych aresztowanych działaczy z całego kraju, a także zniesienia stanu wojennego, co miało umożliwić ponowną działalność związku. Stanął nie tylko „Wujek” – na terenie woj. katowickiego strajkowało około 50 zakładów pracy. Władze PRL postanowiły spacyfikować „bunt” górników także po to, by zastraszyć innych. Dziewięć ofiar śmiertelnych i kilkudziesięciu rannych – to krwawy bilans pacyfikacji strajkującej załogi kopalni „Wujek” w Katowicach. przeprowadzonej przez ZOMO i wojsko 16 grudnia 1981 roku, po wprowadzeniu przez ekipę gen. Wojciecha Jaruzelskiego stanu wojennego.
– Skończyło się to tragicznie. Kopalnię otoczyły 22 czołgi, 44 wozy boje piechoty i 7 armatek wodnych około 1500 milicjantów, około 760 żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Ogromne siły, na załogę, która tylko broniła swojego zakładu pracy i tylko chciała zobaczyć swojego przewodniczącego Solidarności. 4 wyłomy w murze, przez każdy wyłom wchodzi pluton ZOMO, nic nie dzieje się z przypadku, chciano nas wypchnąć na zewnątrz, na ulice, która biegła wzdłuż ogrodzenia kopalni tylko po to żeby tam dokonać masakry (…) – mówił Antoni Gierlotka. – Ustawiono pluton specjalny na takiej rampie, niestety strzelali celnie. Na miejscu ginie 6 ludzi, 3 umiera w szpitalach, najmłodszy górnik 19 lat, najstarszy 48, 23 rannych i 15 zatrutych gazami w tym 7 do tego stopnia, że już do pracy nie mogli wrócić. W ten sposób rozjechali naszą godność, wolność i solidarność – dodał Antoni Gierlotka.