Rozmowa z HENRYKIEM SZOSTAKIEM, przewodniczącym MOZ NSZZ „Solidarność” HSW S.A., autorem publikacji „Ludzie i fakty. NSZZ „Solidarność” Huty Stalowa Wola w latach 1980–2020”.
– Jakie były kulisy powstania tej publikacji, czyj to pomysł?
– Taka publikacja od dawna „chodziła mi po głowie”. Nurtowało mnie jednak kto to napisze? Na pewno nie zrobią tego ci, którzy już nie uczestniczą w życiu związkowym. Powinni napisać ją ci, którzy są blisko, w środku. Próbowaliśmy zlecić to komuś. Pierwszy propozycję otrzymał Andrzej Gargaś, jako były przewodniczący, poseł. Zgodził się, podjęliśmy stosowną uchwałę, komisja zakładowa miała to sfinansować. Andrzej rozpoczął prace, jednak potem się one zatrzymały. Nie udało się, ale pomysł z książką cały czas mnie prześladował. Miałem świadomość, że jak odejdziemy my, starsi, to kto to spisze?
Kolejną osobą, która miała napisać historię związku, była córka jednego z działaczy związkowych. Dostałem nawet kilka stron do wglądu, była to kompilacja innych tekstów, nie do końca mi to pasowało. Później jej sytuacja rodzinna sprawiła, że nasza współpraca się zakończyła. I wtedy usłyszałem od kolegów: Heniek, ty byś się za to wziął.
– Jak w powiedzeniu: kazał pan, zrobił sam.
– Tak, tak (śmiech). Uznałem, że należy przyjąć formułę dokumentu. Co było najważniejsze w działalności związkowej? Ludzie. Chodziło mi o to żeby ci ludzie nie zniknęli. Wszyscy, którzy działali, od początku, a było ich sporo. Gdy już wiedziałem, że chcę żeby było o ludziach, to jeszcze musiało być i o faktach, które oni współtworzyli.
– Ten autorski plan na książkę podkreśla tytuł publikacji: „Ludzie i fakty”. Jak przebiegała praca nad książką?
– Ponad dwa lata zbierałem dokumenty. Bazowałem częściowo na tych, które już miałem, ale były luki. Korzystałem również z opracowań Ewy Kuberny, Adama Koptyry, Dionizego Garbacza. Pomagał mi Andrzej Kaczmarek. Prosiłem też członków związku o udostępnienie dokumentów jakie posiadają: biuletyny, pisma itp. Przy okazji uporządkowałem archiwa związkowe. Na podstawie tych wszystkich materiałów odtworzyłem wiele faktów. Napisałem o tym co wiedziałem. Być może ktoś przeczyta książkę i zapyta dlaczego o czymś w niej nie ma. Możemy pokusić się o wydanie kolejne, poszerzone.
– Stworzył pan bazę, którą można uzupełniać. Ponieważ znam treść tej książki, przyznaję, że jej silną stroną jest nagromadzenie materiału źródłowego. Nie ma natomiast w niej materiałów oceniających, żadnych opinii.
– Nie ma, jestem daleki od tego.
– Jak pan szacuje, ile osób przewinęło się przez związek przez te 40 lat?
– To bardzo duża grupa, nie liczyłem, ale myślę, że tysiące osób.
– Pracował pan nad publikację dwa lata, z czym miał pan największe problemy?
– Trudno mi powiedzieć. Pojawiał się problem, rozwiązywałem go i zaraz pojawiał się kolejny.
– Mamy pierwsze lata „Solidarności”, narasta sprzeciw wobec władzy i systemu, czy strajkujący myśleli wtedy o dokumentacji wydarzeń?
– W strajkach z lat 80., z czasów komuny, ja nie uczestniczyłem, ale część kolegów tak. Na pewno był strach za kołnierzem, niepewność tego co będzie, ale silniejsza była potrzeba działania. Działali, niekoniecznie to dokumentowali.
– To były trudne lata.
– Późniejsze też. Myśleliśmy, że mamy z głowy wszystko, że rok 1988 przyniesie nam wolność, swobodę i demokrację, że teraz będzie fajnie, pięknie, a nie było. Nic się samo nie chciało zrobić.
Ze Związkiem Radzieckim trochę się „pokłóciliśmy”, a ponad 90 procent sprzedaży Huty szło w tamtą stronę. Nagle okazało się, że nie mamy co robić. Wschodnie rynki zbytu pozamykane, nie sprzedajemy i zaczynamy mieć problemy. Od 1991 roku, pomimo tego, że Huta została spółką akcyjną Skarbu Państwa, sami musieliśmy decydować o sobie, walczyć o rynki. Zaczęły się zwolnienia. Negocjacje, strajki, pogotowia strajkowe, wyjazdy – nie było takiego roku, żeby był spokój. Największe przesilenie, jeśli chodzi o te lata późniejsze, to okres 2002-2003. Upadały prawie wszystkie spółki, po kolei. Przeżyliśmy to bardzo mocno, utraciliśmy wielu pracowników. Kolejne trudne lata to 2008-2009 kiedy dotknął nas kryzys światowy. Uderzył mocno w Hutę, a najbardziej ucierpiał Zakład Zespołów Mechanicznych. Sto procent załogi, tysiąc sto osób, z dnia na dzień straciło pracę. Wszystko robiliśmy żeby utrzymać ten zakład. Protestowaliśmy, do Rzeszowa pojechały 64 autobusy, ale nie dało się. Jedyne co się udało to uratować Hutę Stalowa Wola jako taką.
– Związek przez lata ewoluował. Obserwuje pan zmianę w podejściu ludzi do „Solidarności”?
– Oczywiście. Nawet w sytuacjach, kiedy winny był pracodawca, to i tak słyszeliśmy, że to „Solidarność” nie obroniła albo nie pomogła. A jak w sytuacji na przykład zwolnień my możemy pomóc? To nie my dajemy pracę. Przekonujemy pracodawcę żeby bardziej się angażował, szukał innych rozwiązań, zwiększał produkcję, sprzedaż. Ale pracodawca był jaki był. W ciągu tego okresu pojawiały się różne spółki, było ich coraz więcej, Huta wyłaniała kolejne, i kolejne, ale nic się nie poprawiało. Kilka spółek sprzedano, niektóre upadały po kilka razy. Mieliśmy tu gehennę.
Niestety, w okresie transformacji państwo polskie nie zadbało o osłony dla zwolnionych pracowników, którzy nie znajdują pracy w danej dziedzinie. Oni przez cały czas powinni być objęci opieką urzędu pracy. Tak jest w niektórych krajach, a szczególnie w Skandynawii. Tam dla związkowca nie jest problemem, że kogoś zwalniają bo wiedzą, że „za bramą” jest system, który ich przejmuje i daje im nowe możliwości do pracy i działania. U nas jest tylko pół roku lub rok płatnego bezrobocia, a potem co? MOPS? Tyle lat minęło od upadku komuny, a problem dalej nie jest rozwiązany. Do dzisiaj nie mamy odpowiednich systemów wsparcia dla osób tracących pracę nie ze swojej winy.
– Ten problem dotyka szczególnie miejscowości, w których jeden zakład jest pracodawcą większości mieszkańców. Znamy to przecież ze Stalowej Woli, gdy matka huta zaczęła mieć problemy odczuł to cały region.
– W takiej sytuacji my lawinowo traciliśmy członków. Nie przyjmowaliśmy też nowych, bo w spółkach tylko cięto koszty, nie powstawały nowe miejsca pracy. Związek się kurczył.
Problemem jest też brak młodych ludzi w związku. Dla młodego pokolenia co innego jest istotne, niż dla nas pamiętających lata 80. Oni mają inne priorytety, cele, oczekiwania. Chcą korzystać z dobrobytu teraz, natychmiast. My tego nie rozumiemy. Musimy ciągle przypominać, że to dzięki „Solidarności” mamy teraz demokrację. Ona nie jest za dobra, mam swoje uwagi.
– Ilu członków liczy teraz hutnicza „Solidarność”?
– Mamy 850 członków, łącznie z emerytami.
– A jaka jest średnia wieku?
– Nie liczyłem dokładnie, ale to jest około 45 lat.
– Młodzi ludzie zapisują się do związku?
– Raczej nie są zainteresowani. Uważają, że związek nic im nie da, bo i tak dostaną od pracodawcy to samo co związkowcy. I tak jest, co związek wywalczy – wszyscy mają.
Gdy organizacja związkowa wywalczy np. podwyżki, korzystne zmiany w regulaminie pracy itp., wszyscy korzystają. Znam systemy w innych krajach, gdzie niezwiązkowiec też płaci składkę na związek, ale mniejszą, na przykład połowę, bo też korzysta. Są i takie systemy rozwiązań, które jednoznacznie wskazują, że to co związek wywalczy dotyczy tylko jego członków. Skłaniałbym się ku temu pierwszemu rozwiązaniu, wydaje mi się bardziej sprawiedliwe.
– Może związki zawodowe nie są u nas potrzebne?
– Związki zawodowe są potrzebne, ale musi być zachowana równowaga między nimi a pracodawcą. Wtedy jest dobrze i dla pracodawcy, i dla pracownika, i dla związku.
– Patrząc na młode pokolenie, myśli pan, że za 10 lat będzie jeszcze „Solidarność”?
– Będzie, na pewno. Przyjdzie grupa ludzi, która wypełni ten pokoleniowy środek. Teraz są ludzie starsi i młodsi. Pracownicy już z pewnym doświadczeniem, ale jeszcze nie za starzy, są najefektywniejsi w pracy i działalności związkowej.
– To czym związek może przyciągnąć młodych?
– Nie wiem. Na młodych nie działają zachęty typu dobre ubezpieczenie, czy tzw. chwilówka, u nas nieoprocentowana. To musi być coś innego. Ja jestem już przed emeryturą. To zadanie dla młodszych.
– Nie uważa pan, że w organizacji z takim etosem jak „Solidarność” głównym spoiwem powinna być ideologia? Wyznawanie wspólnych wartości?
– Na pewno tak, ale dzisiaj te wspólne wartości zaczynają nam co niektórzy psuć. Jakie ataki idą teraz na Kościół. Opluwa się go i „Solidarność” też. Kościół zawsze nas wspierał, my przy Kościele cały czas jesteśmy.
Często też klęski polityków są przenoszone na „Solidarność”, bo poparliśmy jakąś partię.
– Związek nie ucieka od polityki.
– Popieramy tę partię, która ma postulaty nam bliskie. Musimy popierać tych, którzy są w parlamencie, bo to oni mają władzę. W tej chwili popieramy PiS tylko dlatego, że zrobił więcej niż inni nam obiecywali. Na przykład zrealizował nasze postulaty dotyczące płacy minimalnej czy emerytur.
Dla mnie porażką nie tylko „Solidarności”, ale wszystkich związkowców, jest to, że mamy ustawę o związkach zawodowych z 1991 roku. Może ona była dobra na tamten okres, to był akt konsensusu, ale uważam, że na dzisiaj ona jest zła. Nie chroni we właściwy sposób organizacji związkowej i jej działaczy przed atakami pracodawców. Mieliśmy takie historie. Działacz zostaje zwolniony, idzie do sądu, i nawet jeśli wygra to pracodawca nie musi go z powrotem zatrudnić. Procesy trwają kilka lat, a człowiek musi z czegoś żyć. Brak mocnej ochrony ustawowej zniechęca do działania. Każdy związkowiec powinien być chroniony, dlatego mam żal, że my jako organizacja nie podjęliśmy próby zmiany niektórych zapisów w ustawie związkowej.
– To jeszcze wiele zadań przed związkiem.
– Bardzo dużo.
– Wróćmy jeszcze do książki. Jest w niej część, która z przymrużeniem oka odnosi się do „Solidarności”. Zdecydował się pan zamieścić związkowy humor rysunkowy. Dla niektórych to może być zaskakujący dodatek.
– A dlaczego nie? To też są nasze zbiory archiwalne. Przecież ten humor funkcjonował w tamtych latach, czasem lepiej komentował niektóre sytuacje niż niejeden dokument. Mam nadzieję, że każdy na to chętnie popatrzy i dobrze odczyta. Żałuję, że nie dodałem kilku wierszyków, które powstały w czasie strajków czy na wiecach.
– Kiedy publikacja zostanie zaprezentowana publicznie?
– Planujemy zrobić to 31 sierpnia podczas obchodów rocznicowych. Po uroczystościach przy krzyżu, zaprezentujemy książkę w siedzibie związku. Edycja stanowi komplet z pięcioma filmami. Wybraliśmy je bo mówią o pewnych okresach w historii związku, które zgromadziły ogromną liczbę ludzi. Sporo osób się na nich odnajdzie. Wszystkie filmy są archiwalne, same dokumenty.
– Wspominał pan, że wybiera się na emeryturę. Co pan powie swojemu następcy?
– Oby miał lżej (śmiech). Naprawdę. I żeby ludzie zapisywali się do związku, bo będą widzieli taką potrzebę. Życzę też zmiany ustawy o związkach zawodowych.
– Zdradzi nam pan swoje plany na emeryturę?
– Mam co robić. Bardzo lubię zbierać grzyby, chodzić po lesie. Bardzo lubię pojechać na ryby, usiąść sobie spokojnie, popatrzeć i posiedzieć w ciszy. Mam dzieci, mam wnuki, zajmę się rodziną, która na mojej pracy dużo straciła. Zawsze na pierwszym miejscu była „Solidarność”, teraz będzie rodzina.
Rozmawiała Lilla Witkowska