– Z wykształcenia jest pan magistrem politologii, a z zawodu trenerem piłki nożnej. Moim zdaniem łatwiej w Polsce zrobić karierę w polityce, niż w piłce…
– Polityką, szczególnie tą w wymiarze krajowym, interesowałem się od szkoły podstawowej. Już w gimnazjum byłem w klasie o profilu politologicznym. W tym samym czasie drugą moją wielką pasją była piłka. Nie chciałem rezygnować ani z jednego, ani drugiego. I powiem panu, że obydwie te dziedziny – polityka i piłka nożna – mają wiele wspólnych cech.
– Tak? Na przykład?
– Zarządzanie państwem, miastem, czy województwem to praca z ludźmi i dla ludzi. Polityk musi mieć program, coś do zaoferowania, a następnie, jeżeli go wybiorą, możliwość realizowania tego i tak samo trener, który przychodzi do drużyny. On też musi mieć na nią swój pomysł. Ma pan dwudziestu kilku piłkarzy. Każdy ma inny charakter, swoje ego, swoją osobowość, inne oczekiwania i wymagania, i trener oraz cały jego sztab muszą się z tym zmierzyć i temu podołać. A na koniec jest się rozliczanym ze swojej pracy – tak jak politycy przy urnach wyborczych.
– Z wywiadu, jakiego udzielił pan telewizji klubowej ŁKS Łódź, dowiedziałem się, że tematem pana pracy magisterskiej była kampania wyborcza dwóch największych w tym czasie formacji politycznych w Polsce, czyli PiS-u i KO. Kto u pana… wygrał?
– To była praca analityczna. Nie chodziło w niej o to kto i dlaczego wygrał wybory, ale o podsumowanie i dokonanie analizy kampanii obydwu ugrupowań pod kątem wizerunku politycznego, komunikacji z wyborcami i strategii wyborczej.
– No i dlatego nie mogę zrozumieć, po co facetowi z takim wykształceniem, potrzebna jest do szczęścia piłka?
– Może dlatego, że tak samo jak politykę, tak samo miłość do futbolu zaszczepił we mnie mój tata, który studiował podobny kierunek do mojego i jednocześnie piłka była jego pasją. No i zdaje się, że te swoje zainteresowania przekazał mi w genach. Mimo wykształcenia piłka od początku była dla mnie priorytetowa. Skończywszy 18 lat odbyłem pierwszy kurs trenerski w Mazowieckim Związku Piłki Nożnej, a moje obecne uprawnienia trenerskie zdobyłem jeszcze przed obroną „magisterki”, którą obroniłem pracując już jako asystent trenera Wojciecha Stawowego w ŁKS-ie.
– A co takiego działo się w Łódzkim Klubie Sportowym, że zarząd klubu podziękował trenerowi Stawowemu i panu za pracę po zaledwie trzech pierwszych kolejkach rundy wiosennej?
– Nie wiem. O to trzeba byłoby się zapytać ludzi zarządzających ŁKS-em. Bardzo dobrze zaczęliśmy sezon po spadku do I ligi – dziesięć meczów, dziewięć zwycięstw i jeden remis. Końcówka jesieni, owszem, była słabsza, ale wynikało to głównie z powodu kontuzji i koronawirusa – zresztą każdy zespół na świecie ma słabszy moment i wtedy my taki mieliśmy. Wiosnę zaczęliśmy od spotkania w Pucharze Polski z Legią. Postawiliśmy się mistrzowi Polski. Legia zwycięską bramkę zdobyła kilka minut przed końcem. Później przegraliśmy u siebie z Tychami 0:3 – był to mecz przełożony z rundy jesiennej – następnie wygraliśmy z Odrą Opole, a w kolejnym meczu, zremisowaliśmy w derbach z Widzewem 2:2.
– No to już wiadomo, dlaczego wam podziękowano. Derby to rzecz święta, to najważniejszy mecz dla kibiców danego miasta, tak samo jak dla prezesów klubów.
– W pierwszej rundzie na Widzewie wygraliśmy 2:0. W rewanżu przegrywaliśmy 0:2, ale po przerwie doprowadziliśmy do remisu, więc można powiedzieć, że w dwumeczu byliśmy zespołem lepszym. Naprawdę, do dzisiaj nie znam tak naprawdę powodów, dlaczego w Łodzi rozstano się z trenerem Stawowym, a tym samym ze mną. Niemniej jednak nie mam żalu do osób zarządzających klubem. Życie pisze różne scenariusze i najwyraźniej tak musiało być, ale zdobyłem ogromne doświadczenie, które mam nadzieję zaprocentuje w przyszłości. Życzę ŁKS-owi, żeby w kolejnym sezonie znalazł się tam, gdzie jego miejsce, czyli w Ekstraklasie.
– Jak się panu współpracowało w Łodzi z byłymi piłkarzami „Stalówki”, Michałem Trąbką i Łukaszem Sekulskim?
– Jeden i drugi to bardzo wartościowi piłkarze i bardzo dobrze wspominam współpracę z nimi. Michał po pobycie w Stali, przychodząc do ŁKS-u rozwinął się, co skutkowało tym, że był i myślę jest nadal ważnym ogniwem zespołu. Pozytywnie oceniam także Łukasza. To bardzo dobry piłkarz. Świadomy swojego organizmu i tego co robi. Cieszę się, że jest teraz w Wiśle Płock i życzę mu jak najlepiej.
– Szkoda, że nie ma pan tej dwójki w Stali…
– Myślę, że ci, którzy są w obecnej kadrze Stali, mogą grać na podobnym poziomie, albo być jeszcze lepszymi piłkarzami. Oczywiście w pewnej perspektywie czasowej.
– Z innej beczki pytanko. Jak młodemu człowiekowi ze stolicy żyje się na prowincji?
– Przyjechałem do pracy w konkretnym celu. Nigdy nie wartościowałem miasta pod kątem jego wielkości, czy ilości mieszkańców. Wiadomo, że w mniejszym mieście życie płynie inaczej, w wolniejszym tempie, ale mi to w żaden sposób nie przeszkadza. Teraz jest taki czas, że praktycznie nie wychodzę ze stadionu, ale wiem, że nie można 24 godziny na dobę żyć tylko i wyłącznie piłką. Dlatego w wolnej chwili staram się znaleźć odskocznie od pracy i zagłębić w uroki miasta i okolic.
– A jaka była pana pierwsza reakcja, kiedy otrzymał propozycję objęcia trzecioligowej Stali Stalowa Wola?
– Propozycja pracy w Stali bardzo mnie ucieszyła. Wykonałem kilka telefonów do byłych piłkarzy Stali i do ludzi, którzy znają aktualną sytuację klubu, którzy dysponowali wiedzą na jego temat i usłyszałem od niemal każdego to samo, że w Stalowej Woli jest wszystko, żeby była duża piłka. Infrastruktura sportowa, obiekty piłkarskie, potencjał miasta i całego regionu są na takim poziomie, że moi rozmówcy mieli w stu procentach rację.
– Jest taka scenka w kultowym polskim filmie „Miś”, w której wnuczek mówi do babci: „ja będę Herodem” – ona mu odpowiada: „za młodyś na Heroda”, a on na to: „a co, Herod nigdy nie był młody?”. Wie pan do czego piję? Do tego, że będzie pan najmłodszym w historii Stali trenerem pierwszej drużyny i chyba najmłodszym w tym sezonie w rozgrywkach centralnych.
– Nie chcę, żeby mnie oceniano przez pryzmat wieku, chociaż przyznaję, że odkąd jestem w Stali, to często porusza się ten wątek. Nie wiem dlaczego utarło się u nas, że trener to musi mieć „odpowiedni” wiek. Pracowałem w jednej z najlepszych akademii piłkarskich w kraju, a z dorosłą piłką zetknąłem się na poziomie ekstraklasy i I ligi. Bardzo dziękuję panu Markowi Citko, że zaufał mi i mimo mojego młodego wieku zaproponował pracę w Stalowej Woli. Będę robił wszystko, żeby ten ogromny kredyt zaufania, którym mnie tu obdarzono, spłacić.
– Musi pan jednak przyznać, że kluby, które stawiają sobie wysokie cele – a takim jest Stal – to zazwyczaj sięgają po doświadczonych ludzi, takich, którzy zjedli zęby na ligowej piłce. Chodzi o to, że doświadczonym, wprawionym w ligowe boje trenerom chyba łatwiej jest „okiełznać” drużynę, mieć większy posłuch u piłkarzy itd.
– A niby dlaczego jest im łatwiej? Jeszcze raz podkreślam, że nie w tym rzecz, kto ile ma lat, ale jak podchodzi do swoich obowiązków, jaki ma warsztat, jak prowadzi zajęcia, jakim generalnie jest człowiekiem, jaką ma charyzmę, czy postępuje fair, czy jest sprawiedliwy i uczciwy wobec piłkarzy, a przede wszystkim co ma do zaproponowania drużynie, pomysł na nią i jak ten pomysł wdraża w życie. To są najważniejsze cechy, które powinien posiadać dobry trener.
– Pełna zgoda, jednak dobrze pan wie, że najlepszy trener to taki, który ma… wyniki. A pan trafił do klubu, który ma awansować w tym sezonie do II ligi. Awansujemy? To pytanie słyszy pan chyba każdego dnia?
– Nie usłyszy pan ode mnie 5 sierpnia, że Stal w następnym sezonie będzie grać ligę wyżej. Nie jestem jasnowidzem, który będzie kreślił przed panem wizję awansu. Byłem w zespole, który żegnał się z ekstraklasą, żeby za rok do niej awansować – co wiązało się z oczekiwaniami i pewną presją opinii publicznej, bo w klubie tej presji na co dzień nie doświadczyliśmy. Wtedy cały ciężar oczekiwań i presji wziął na siebie trener Stawowy. Dbał o to, żeby to na nim ciążyło, nie na piłkarzach. Ja będę robił podobnie, a co z tego wyjdzie, zobaczymy. Wiele czynników musi się zgrać, żeby osiągnąć końcowy sukces. Natomiast jedno mogę zagwarantować; że ja, cały mój sztab i piłkarze będziemy robić wszystko, żeby ten cel zrealizować.
– Pan dobrze wie, że samo zaangażowanie trenera, jego wiedza i pomysł na grę, niewiele znaczą, kiedy nie ma odpowiednich wykonawców.
– W kadrze mamy odpowiednich piłkarzy do realizacji stawianych przed sobą celów. Uważam, że dokonaliśmy dobrych transferów i moim zdaniem mamy piłkarzy, na których powinno budować się drużynę na dłuższy czas. A jak będzie w końcowym efekcie, to tylko jedna osoba wie.
– Ma pan swojego guru wśród trenerów? Podobno jest to Pep Guardiola.
– Jest wielu trenerów, których cenię za to, co i jak robią. Trener Guardiola jest na pewno trenerem, który zmienił oblicze piłki. Na pewno jest inspiracją dla innych trenerów – także dla mnie – ale nie staram się być i nigdy nie będę jego kopią. Są też inni znakomici fachowcy, których oceniam bardzo wysoko: Klopp, Nagelsmann, czy Bielsa.
– A w Polsce?
– Z racji tego, że miałem możliwość współpracy z trenerem Wojciechem Stawowym, to powiem, że on jest dla mnie, jak pan to określił, „guru” trenerskim. Uważam, że wielką stratą dla polskiej piłki jest to, że taki fachowiec pozostaje bez pracy. Co gorsze, nie wiem dlaczego pojawia się tyle mitów, nieprawdziwych historii czy słów wyrwanych z kontekstu przy osobie trenera Stawowego. Ludzie wymyślają niestworzone rzeczy, nie znając wcale człowieka.
– To już wiem, dlaczego nie zabiega pan tak usilnie o… napastnika, bo zdaniem kibiców, właśnie gracza na tej pozycji może brakować naszej Stali. To właśnie trener Stawowy, jako pierwszy chyba w Polsce – kiedy prowadził Cracovię – ustawiał swój zespół bez… napastnika.
– Sposób, w jaki ma grać Stal nie opiera się na jednym napastniku. Piłka odchodzi od tego, że jest w drużynie jeden zawodnik, który ma tylko zdobywać bramki. Taka typowa dziewiątka. Czy nie mogą tego robić skrzydłowi, boczni pomocnicy, a nawet obrońcy?
Tak jak zapowiadałem na początku swojej pracy; chcę, żeby Stal grała ofensywnie i widowiskowo, ale zachowywała w swojej grze pewne proporcję. Bo na pewno będą także takie mecze, w których trzeba będzie większą uwagę przywiązywać do gry w defensywie.
Rozmawiał Mariusz Biel