W ostatnich latach rzadko któremu wychowankowi Stali Stalowa Wola udawało się po ukończeniu wieku juniora wskoczyć do pierwszej drużyny. Tej sztuki dokonał Filip Szifer. W ubiegłym sezonie – do momentu zdiagnozowania u niego choroby – wychodził w podstawowym składzie, będąc ważnym ogniwem jedenastki trenera, najpierw, Szymona Szydełko, a następnie Jaromira Wieprzęcia.
Po meczu z Podlasiem rozegranym w marcu tego roku, wychowanek Stali zmuszony został zamienić treningi piłkarskie na wizyty u lekarzy…
– Kontuzja, która ciągnęła się za mną od sześciu miesięcy, która przeszkadzał mi mocno w grze, okazała się bardzo poważna. Ta choroba nazywa się zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa – mówi Filip Szifer. – Bardzo często ma ona podłoże genetyczne. Jej się ogólnie nie da wyleczyć – zostanie ze mną do końca życia – ale jest szansa na to, żeby ją zahamować. Obecnie leczę się w Lublinie. Byłem tydzień hospitalizowany w szpitalu, ponieważ mój stan był już naprawdę fatalny. Przez pewien czas nie mogłem chodzić. Teraz staram się doprowadzić do tego, aby choroba zatrzymała się i wygasła przynajmniej na pewien czas, żebym mógł wrócić do piłki. Biorę leki biologiczne najnowszej generacji i mam nadzieję, że wszystko zakończy się dla mnie dobrze. Jedynie, co mi spędza sen z powiek, to czy będzie mnie stać na leczenie. Jeżeli okazałoby się, że musiałbym zmienić leki na znacznie droższe od tych, które biorę teraz, to nawet z pomocą rodziny, nie dam rady. To są kolosalne pieniądze. A żeby były one refundowane z NFZ, to musiałyby mi się chyba stawy zrosnąć. Wtedy już będzie za późno na jakikolwiek sport i aktywność. Na razie nie poddaje się. Walczę.
Kiedy o chorobie Filipa dowiedzieli się kibice „Stalówki”, to wyszli z propozycją zorganizowania meczu charytatywnego, z którego całkowity dochód przeznaczony miał być na leczenie piłkarza. Ten jednak odmówił.
– Jestem im za to bardzo wdzięczny, ale źle bym się z tym czuł. Nie chcę robić z siebie ofiary. Wokół nas są ludzie, którzy mają dużo większe problemy zdrowotne, dużo gorsze choroby niż moja – powiedział „Sztafecie” Filip Szifer.