Znakomicie rozpoczął sezon startowy stalowowolski kierowca wyścigowy Krzysztof Faraś. Podczas 47. Bieszczadzkiego Wyścigu Górskiego w Załużu, będącego pierwszymi w tym roku zawodami z cyklu Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski, zajął drugie miejsce w klasyfikacji E 0 oraz trzecie w klasyfikacji 5 b.
Organizowany przez Automobilklub Małopolski Krosno wyścig był 1 rundą FIA IHC – Międzynarodowego Pucharu FIA w Wyścigach Górskich, 1 rundą FIA CEZ – Mistrzostw Europy Strefy Centralnej FIA, 1 i 2 rundą Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski oraz 5 i 6 rundą Mistrzostw Słowacji.
– Wyścig z Wujskiego do Tyrawy Wołoskiej to jeden z najstarszych, polskich wyścigów górskich – mówi Krzysztof Faraś. – Trasa jest dosyć przystępna i można powiedzieć, że w miarę bezpieczna, ale są też na niej bardzo trudne pod względem technicznym odcinki i tak naprawdę to jazda właśnie w tych miejscach stanowi dla startujących prawdziwą weryfikację umiejętności i ma decydujący wpływ na wynik końcowy.
Przypomnijmy, że w ubiegłym roku stalowowolski kierowca wrócił po kilku latach nieobecności do ścigania się w wyścigach i „zadebiutował” w sierpniu w 23. Grand Prix Sopot–Gdynia, a później ścigał się jeszcze w Todos Cena Slovakia, na trasie Pezinok–Baba koło Bratysławy i w 17. Wyścigu Górskim Prządki – Valvoline.
Tylko koni było mało
– W ubiegłym roku koronawirus postawił cały świat na głowie – mówi Krzysztof Faraś. – Dobrze, że w ogóle coś udało się zorganizować w motosporcie. Dla mnie ten pierwszy rok po powrocie do ścigania był takim, powiedziałbym, rokiem rozruchowym. Siebie testować nie musiałem, znam swoje możliwości (śmiech), ale nie wiedziałem na co stać moja hondę. No i okazało się, że czeka mnie i moich mechaników dużo pracy i odpowiedniego wkładu pieniężnego. Bo, jak mawiał pewien klasyk; to nie są tanie rzeczy (śmiech). Przed rokiem w Sopocie miałem problemy ze skręcaniem. Po powrocie poprawiliśmy kilka rzeczy i na Słowacji auto spisywało się „normalnie”, natomiast brakowało mi pod maską koni. Nie popełniałem błędów, technicznie jechałem dobrze, ale co z tego jak nie miałem czym depnąć.
Podziękowania dla sponsorów
To właśnie po tych startach Faraś podjął decyzję o liftingu auta, który miał sprawić, że jego „hondzia” nie będzie słabsza od aut innych zawodników, a tym samym on będzie mógł w każdym z wyścigów rywalizować o jak najlepsze miejsca. I cel został osiągnięty, o czym świadczy wynik z Załuża.
– Tak, teraz mogę powiedzieć, że mam auto, którym mogę depnąć i powalczyć z każdym w swojej kategorii wyścigowej. Nie byłoby to jednak możliwie bez wsparcia, jakie otrzymałem od sponsorów. Przede wszystkim dziękuję serdecznie prezydentowi Stalowej Woli, panu Lucjuszowi Nadbereżnemu i panu Jackowi Krupie, dyrektorowi zarządzającemu firmy Superior Industries. Zaufali mi, a przecież nie… musieli. Dziękuję także Łukaszowi Mizerze z Instal-projekt, który jest ze mną od zawsze i Tomkowi Jaworskiemu z firmy Galsta. Bez was wszystkich nie miałbym szans na odpowiednie przygotowanie auta, a tym sam na włączenie się do rywalizacji o jak najwyższe cele.
W międzynarodowym gronie
Pierwszego dnia zawodów lało i wiało, a w niedzielę, podczas drugiego podjazdu było słonecznie. Na starcie stanęło 82 kierowców z Polski, Austrii, Słowacji, Czech, Bułgarii i Francji. Faraś rywalizował w dwóch klasach. W 5 b – samochody o współczynniku performance powyżej do 199 – i w E 0, w którym mogą rywalizować tylko debiutanci oraz powracający do wyścigów po kilkuletniej przerwie.
E 0 to jest taka „jednorazowa” formuła. Jeżeli w tym roku ktoś zapisał się do tej kategorii, to w przyszłym już nie będzie mógł tego zrobić. Regulamin dopuszcza wszystkie samochody, bez podziału na moc silnika czy przelicznik performance, stosowany od roku ubiegłego przez PZM.
Po dwóch dniach zawodów, po dwóch podjazdach, Krzysztof Faraś został sklasyfikowany na drugim miejscu w klasie E 0 i na trzecim miejscu w klasie 5 b.
Generalną klasyfikację wyścigu wygrał Francuz Sebastien Petit jadący bolidem NOVA NP.01-2, którym startuje także w Mistrzostwach Europy FIA. Srebrny wieniec odebrał Słowak Igor Drotar (Skoda Fabia), a na trzecim miejscu został sklasyfikowany Waldemar Kluza – również jadący Skodą Fabia).
Czas na Magurę Małastowską
Nie wszystkim zawodnikom, a tak naprawdę większości startujących w pierwszych w tym roku rundach GSMP, nie przypadł do gustu sposób ustalania końcowej kolejności. Według nowego regulaminu nie łączne czasy uzyskiwane przez zawodników w poszczególnych podjazdach odgrywały najważniejszą rolę, lecz… punkty.
– Niesprawiedliwy to system i tak uważa większość zawodników. Może dojść do takiej sytuacji, że gość pojedzie tylko pierwszego dnia i wygra generalną klasyfikację. Spróbuję to wyjaśnić. Otóż za zajęcie pierwszego miejsca w danym podjeździe jest teraz 8 pkt. Drugi zawodnik dostaje 6 pkt. Następnego dnia, zwycięzca pierwszego podjazdu nie staje na starcie, a ten, który był drugi, osiąga piąty, czy szósty czas, za co otrzymuje 1 punkt. Łącznie miał ich będzie 7 i… przegra, mimo że startował przez dwa dni. Ale co tam, ja cieszę się z trzeciego miejsce na początku mistrzostw na 14 sklasyfikowanych zawodników w mojej kategorii i uważam to za sukces, i motywację na kolejne starty – mówi Krzysztof Faraś, który 4 czerwca wystartuje w Wyścigu Górskim Magura Małastowska, organizowanym przez Automobilklub Biecki – najmłodszym wyścigu Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski.