Czy Wojciech Szczęsny powinien być pierwszym bramkarzem reprezentacji Polski? A może jednak trener Paulo Sousa popełnił błąd, stawiając na golkipiera Juventusu, zamiast postawić na Fabiańskiego, albo Drągowskiego, Skorupskiego, Gikiewicza lub na robiącego niesamowitą w tym sezonie furorę w polskiej ekstraklasie, 17-letniego Xaviera Dziekońskiego z Jagielloni? O to i o kilka innych „bramkarskich” spraw zapytaliśmy TOMASZA WIETECHĘ – bramkarza Stali Stalowa Wola.
– Nie wiem, czy to aby na pewno ja jestem odpowiednim człowiekiem, żeby wypowiadać się o tym, kto powinien być numerem jeden w polskiej bramce. Myślę, że są eksperci dużo lepsi ode mnie – mówi Tomasz „Balon” Wietecha.
– A ja myślę, że to właśnie ty, facet, który ćwierć wieku stoi w bramce, ma jak największe prawo wypowiadać się na ten temat, bo najgłośniej, jak zauważyłem, wypowiadają się ci, którzy w ogóle pojęcia o bronieniu nie mają. Dlatego… zaczynamy. Czy według ciebie Wojciech Szczęsny jest najlepszym polskim bramkarzem?
– Nie. Zresztą, nigdy nim nie był. To znaczy tak, na pewno jest to świetny bramkarz, bo wystarczy rzucić okiem, gdzie gra i w jakich klubach grał wcześniej, ale mnie jego gra w reprezentacji nie przekonuje. Od samego początku.
Nie przypominam sobie meczu, który wybronił Polsce Wojciech Szczęsny
– Co sobie pomyślałeś, kiedy trener Paulo Sousa już przed pierwszym meczem w eliminacjach do mistrzostw świata, obwieścił, że w jego zespole „jedynką” będzie Szczęsny?
– Nie byłem może jakoś bardzo zaskoczony, jednak brakowało mi argumentacji tej decyzji. Pierwsze, co mi przyszło na myśl, że Sousa chciał mieć święty spokój chociaż z bramką, i żeby uciąć jakiekolwiek spekulacje, postawił na bramkarza, który regularnie gra i występuje w jednym z najlepszych na świecie klubów.
– Nie wiem, czy to dobrze, że z góry wskazał numer 1, ale uważam, że takie coś nie jest fair wobec pozostałych bramkarzy, którzy zostali powołani do kadry. Lecisz na zgrupowanie i w samolocie słyszysz, że co najwyżej potrenujesz sobie, ale na pewno nie zagrasz w koszulce z orzełkiem na piersi, bo jest ona zarezerwowana dla Szczęsnego…
– To jest trudny temat. Jeżeli trener mówi do swoich bramkarzy, że u niego każdy ma równe szanse na grę, a kto ostatecznie będzie bronił, powie w dniu meczu, też nie zawsze może być dobrym rozwiązaniem i źle też jest, jeśli powie – jak w tym przypadku – że w eliminacyjnych spotkaniach będzie bronił pan X. Chyba nie ma złotego środka na to, żeby uszczęśliwić obydwie strony.
– A ty którego rozwiązania jesteś zwolennikiem?
– To zależy. W przypadku jednego zawodnika załatwisz sprawę, mówiąc, bronisz do pierwszego błędu, drugiego – jeżeli chcesz, żeby nabrał doświadczenia i pewności siebie, musisz obdarzyć większym kredytem zaufania, a jeszcze inaczej postąpisz z kimś innym. Bo nie tylko forma sportowa i same umiejętności lub jego CV, mogą i powinny decydować o wyborze. Bramkarz to też człowiek. Każdy z nas popełnił jakiś błąd, pomylił się. Nieprawda? Każdy ma też swoje życie – to poza pracą i różnie bywa. Przecież nie zawsze jest kolorowo. Trener powinien mieć na uwadze także to.
– Wracam do reprezentacji. Moim zdaniem bramkarz, który jedzie na kadrę, wiedząc, że jest „tylko” drugim albo trzecim wyborem, nie będzie przykładał się do treningu jak należy. Myślę, że gdzieś z tyłu głowy będzie go uwierało to, że pracuje tylko i wyłącznie na chwałę… pierwszego.
– Ja mam inne zdanie na ten temat. Myślę, że każdy piłkarz, który otrzymuje powołanie na kadrę, daje z siebie maksa na każdym treningu. O to jestem spokojny. Naprawdę. Mówimy o reprezentantach kraju, o profesjonalistach grających w wielkich klubach. Poza tym każdy ma tę świadomość, że będąc drugim w ciągu kilku sekund może być pierwszym. I chodzi tu nie tylko o bramkarzy, ale o piłkarzy wszystkich formacji.
– Znasz powiedzenie: mecz wybronił nam bramkarz?
– Bardzo dobrze znam.
– To powiedz, który mecz wybronił Polsce Wojciech Szczęsny? Dodam, wystąpił w 50 meczach polskiej reprezentacji i puścił w nich 40 bramek.
– No… nie przypominam sobie, nie pamiętam. Może wygrany mecz z Niemcami 2:0 w eliminacjach do mistrzostw Europy? Inne nie przychodzą mi w tej chwili do głowy.
Po jednym meczu jesteś noszony na rękach, a po innym jadą z tobą kibice, jak z furą gnoju
– Czy nie uważasz, że tej klasy bramkarz, jakim jest bez wątpienia Szczęsny, powinien mieć dużo więcej takich meczów, po którym mówi się, że to on zapewnił reprezentacji zwycięstwo albo uratował punkt?
– Nie wiem, może brakuje mu szczęścia, może dopiero takie mecze nadejdą. Trudno mi tak jednoznacznie wypowiedzieć się w tej kwestii. Sam wiem, jak to jest, kiedy po jednym meczu jesteś noszony na rękach, a po innym jadą z tobą kibice, jak z furą gnoju. Rola bramkarza jest niewdzięczna. Wystarczy jeden głupi błąd i będą ci go później wypominać przez wiele lat.
– Ty w swojej długoletniej karierze miałeś zdecydowanie więcej takich meczów, po których wszyscy klepali cię po plecach, dziękując i gratulując. A czy zapadł ci w pamięci taki jeden, mecz, po którym sam do siebie byś powiedział: Balon, ta wygrana dzisiaj, to wyłącznie twoja zasługa?
– Z Petrochemią. Wygraliśmy w Płocku 2:1. Z boiska schodziłem poobijany, z roztrzaskanym nosem. To była wojna. Musiałem uwijać się jak w ukropie, od pierwszej do ostatniej minuty. Tamten mecz jakoś wyjątkowo zapadł mi w pamięci. Może dlatego, że dopiero wkraczałem w dorosłą piłka. Miałem 20 lat.
– To może właśnie to był ten mecz, po którym trener Gielarek ostatecznie uznał, że należy się Wietesze miejsce w bramce Stali?
– Prawdą jest, że to właśnie trener Gielarek postawił na mnie, dał mi szansę debiutu w pierwszej drużynie. Pamiętam, jak przed rozpoczęciem rundy powiedział: Balon, ja od ciebie wymagam tylko… czterech punktów. Tyle masz dać drużynie i będę zadowolony. Naprawdę (śmiech).
– Węgrzy w niedawnym meczu z Polską, oddali na naszą bramkę cztery celne strzały, z których trzy zakończyły się golem. Wszyscy jednoznacznie stwierdzili, że przy pierwszym nasz bramkarz popełnił spory błąd, ale o drugiego i trzeciego, nikt nie miał do niego pretensji, a mnie się wydaje, że także przy nich mógł się inaczej zachować. Przy trzecim stał w bramce jak wryty. Czy mam rację, czy ty to inaczej oceniasz?
– Powiedzmy, choć trudno mi jednoznacznie ocenić obie sytuacje. Moim zdaniem największą zaletą Szczęsnego jest gra na linii. Dużo gorzej – ale podkreślam, że to tylko moja subiektywna ocena – radzi sobie w grze na przedpolu. Po drugie trzeba pamiętać, w jakim występuje klubie, jak jest zorganizowana gra Juventusu. Szczególnie obronna. Ma przed sobą obrońców, którzy zapewniają mu więcej spokoju i pewności. W reprezentacji takiego komfortu nie ma i mieć nie będzie.
– Jeżeli nie Szczęsny, to na którego ty postawiłbyś bramkarza w reprezentacji?
– Myślę, że na tę chwilę Fabiański, choć mnie osobiście bardzo podoba się gra Skorupskiego. A tak w ogóle to powiem, że do pewnego momentu nie byłem także fanem tego pierwszego. Kiedy grał w Legii, to wydawał mi się takim… „miękiszonem” (śmiech). Tak go zapamiętałem. Ale w Anglii zrobił duży postęp. Gra regularnie. Stał się bardzo solidnym bramkarzem. Niemal w każdym meczu popisuje się rewelacyjnymi interwencjami i po każdym jest wysoko oceniany.
– W programie „The Legends” Tomasz Ćwiąkała zapytał się słynnego angielskiego bramkarza Davida Seamana, który pracował przed laty ze Szczęsnym i Fabiańskim w Arsenalu, dlaczego żaden z nich nie stoi dzisiaj w bramce Kanonierów i ten powiedział, że wtedy obydwaj byli młodzi i ludzie odpowiedzialni za szkolenie, uznali, że nie potrafią się odpowiednio szybko skoncentrować. Coś w ten „deseń”. Tak to zrozumiałem. Ale dodał szybko, że obydwaj są świetni i że Szczęsny to bramkarski top, bo przecież nie broniłby w Juve. Jak ty to skomentujesz?
– Myślę, że obydwaj są już tak doświadczeni, zagrali już tyle ważnych spotkań, że dzisiaj nie można mówić, że którykolwiek z nich może mieć problem z koncentracją. To nie jest ta półka zawodników. Szczęsny jest trochę sam sobie winien, że jak puści jakąś głupią bramkę, to zaraz mówi się o tym braku koncentracji, ale chyba dlatego, że za dużo go wszędzie. Tu puści jakiś filmik jajcarski, gdzie indziej wstawi mema albo zdjęcie i dlatego obierany może być przez wielu za takiego luzaka. Nie sądzę jednak, żeby to jednak miało jakiś wpływ na jego postawę w meczu.
– Przypomniało mi się też, że kiedy Paulo Sousa powiedział, że u niego będzie bronił Szczęsny, to pewne grono dziennikarzy sportowych zaczęło mówić i pisać, że Portugalczyk postawił na niego, bo on z wszystkich powołanych bramkarzy, najlepiej gra nogami.
– Taka moda nastała na to gadanie o umiejętnościach gry nogami przez bramkarza, bo owszem, w dzisiejszych czasach to bardzo ważny element. Ja sam w tym wieku już się nie nauczę grać lewą nogą – choć ostatnio zdarza mi się tak ją ułożyć, żeby się od niej piłka odbiła (śmiech) – ale kładę duży nacisk, szkoląc młodzież, żeby moi podopieczni doskonalili ten element, jakim jest gra nogami. Jednak dla mnie bramkarz to przede wszystkim gość, który ma umieć bronić. Często mówi się o bramkarzu, że świetnie gra nogami, ale ma jedną wadę… nie umie łapać. Przykładem może być bramkarz z Płocka, Thomas Dahne. Owszem świetnie wprowadzał piłkę do kolegów z zespołu, ale co z tego, jak co drugi strzał lądował w siatce. Owszem uczmy się i grajmy w piłkę, ale nie kosztem straconych goli. Są trenerzy którzy mają właśnie taki pomysł na grę, ja tylko wyrażam swoją opinię. Zwróć uwagę, jak będziesz oglądał jakiś mecz, jak wygląda ta „umiejętna gra nogami”. Bramkarz który źle się czuje w takim sposobie gry, podaje lewą nogą do najbliższego partnera, ten albo mu oddaje piłkę, albo zagrywa wzdłuż boiska do innego zawodnika ze swojej drużyny, a ten podaje znów bramkarzowi, który wali do przodu, tyle, że prawą nogą. To tak ma to wyglądać?
Bramkarscy idole Tomasza Wietechy: Buffon, Oblak, Jedynak, Sejud, Piekutowski
– Miałeś w młodości swojego bramkarskiego idola?
– Pewnie cię zaskoczę, nie wymieniając bramkarzy polskiej reprezentacji, bo za młodu bardzo podobała mi się gra Janusza Jedynaka. Praktycznie całą karierę związany był ze Śląskiem. I dwójka naszych bramkarzy ze „Stalówki”: Artura Sejuda i Adama Piekutowskiego. Pamiętam, jak śp. trener Adam Musiał zabronił im indywidualnych treningów, to jechali na Błonia i sami tam trenowali.
– Wymieniłeś tylko polskich bramkarzy…
– Wiedziałem! Czekałem aż zapytasz o… Buffona, bo doskonale wiem, że ty wiesz, że to mój zdecydowany faworyt (śmiech). To najlepszy bramkarz świata, a ponadto jesteśmy rówieśnikami i wciąż stoimy w bramce!
– Tylko Gianluigi Buffon? Nie ma dla ciebie innych znakomitych bramkarzy w Europie?
– Są, ale on był i zawsze będzie na pierwszym miejscu. Z obecnie regularnie występujących bramkarzy, najbardziej podoba mi się Jan Oblak z Atlético Madryt. Słoweniec ani na moment nie schodzi poniżej pewnego poziomu i to jest ten typ bramkarza, który swoją postawą potrafi dawać drużynie punkty.
Rozm. Mariusz Biel
W mojej opinii na dzień dzisiejszy powinien bronić w kadrze Fabiański, gdybam że wtedy zamiast 4 byłoby 6 lub 7 punktów w eliminacjach. Mam na myśli kilku bramkarzy, których podziwiałem za grę, wyróżnie Holendra Edwina van der Sara.