– Co pan powie po pierwszym kwartale swojej prezesury? Że tak wyobrażał sobie pan swoją pracę, czy też miał pan zupełnie inne wyobrażenia o byciu prezesem Stali PSA?
– Nie zastanawiałem się nad tym. Może dlatego, że od pierwszego dnia trzeba było się ostro zabrać do pracy i nie miałem czasu na tego typu rozmyślania. Zresztą… co by to dało.
– Na początku najwięcej problemów miałem z…?
– Z niedokończonymi albo nie rozpoczętymi jeszcze transferami. One zajęły nam najwięcej czasu, bo to była wtedy najpilniejsza sprawa.
– Pana poprzednik, Tomasz Solecki, powiedział na pierwszej swojej konferencji prasowej, że potrzebuje miesiąca, żeby zaznajomić się z finansami klubu i dopiero po tym czasie będzie mógł odpowiadać na konkretne pytania. A czy pan, kiedy przejmował po nim ster, wiedział, jak wyglądają finanse Stali?
– Miałem pewien zarys, na pewno nie był to obraz do końca pełny, ale wystarczyło mi, że miałem zapewnienie od właściciela klubu, czyli miasta, że sytuacja jest stabilna i było to dla mnie gwarancją spokojnej pracy. Nie zagłębiałem się aż tak bardzo w temat, bo budżet klubu ustalony był już dużo wcześniej, ale przyznam, że kilka niespodzianek na mnie czekało…
– Na przykład?
– Umowy. Treść niektórych była i jest dla mnie nie do zaakceptowania. Uważam, że po spadku z II ligi, a więc nie wykonaniu powierzonego zadania, zarobki piłkarzy powinny być niższe, a nie pozostawione na tym samym poziomie. I na dodatek te umowy były tak skonstruowane, że wcale nie mobilizowały do lepszej pracy po spadku, do zrobienia wyniku, a przecież rozmawiamy o zawodowej drużynie. Nic jednak wtedy zrobić nie mogłem. Trzeba wyciągnąć wnioski z tamtej lekcji i takie umowy pisać, które będą uwzględniać nie tylko prawa zawodników, czy trenerów, ale także ich obowiązki. Sposób ich egzekwowania.
– Nie jest żadną tajemnicą, że klub ma spory dług, bo 1,5 mln złotych, a to już nie są małe pieniądze i choć nie powstał on za pana kadencji, to jednak obecny zarząd Stali PSA będzie musiał go jakoś spłacić…
– Od kiedy jestem prezesem, ta kwota praktycznie nie zmieniła się, ale ja optymistycznie patrzę w przyszłość. Mam swój pomysł, jak ten dług systematycznie zmniejszać. Cieszę się, że kilka firm zaoferowało nam pomoc. Cały czas rozmawiamy z innymi potencjalnymi sponsorami. Nie są to łatwe rozmowy, ale budujące, pozwalające mieć nadzieję na przyszłość. Na pewno nie pomaga nam w ich pozyskiwaniu spadek do III ligi, ale też nie jest tak, jak niektórzy uważają, że wszyscy odwrócili się od nas plecami. Jest spora grupa ludzi, która chce jak najlepiej dla „Stalówki”, którzy widzą, że nie przyszedłem tutaj dla samego bycia prezesem i naprawdę wierzę w to, że wspólnymi siłami uda nam się, krok po kroku, odbudowywać pozycję klubu.
– A może pan powiedzieć, ile umów sponsorskich podpisała Stal przed pierwszym meczem na swoim nowym stadionie z Bytovią? Zadaję to pytanie, bo niedawno usłyszałem, że nie było żadnej nowej umowy sponsorskiej, bo przeszkodziła w tym… pandemia. Ale pandemii w grudniu, styczniu i lutym jeszcze nie było…
– Nie wiem, co mam odpowiedzieć? Możemy mówić o czasie, kiedy ja jestem prezesem Stali, a co działo się wcześniej, co udało się zrobić wtedy, a czego nie udało się, proszę pytać moich poprzedników.
– Żeby zejść z kosztów chce pan – podobno – renegocjować umowy kontraktowe z zawodnikami, mówiąc wprost – zaproponuje pan im mniejsze pensje. Prawda?
– Już toczymy w tej sprawie rozmowy. Do świąt chcemy temat zamknąć. Powtórzę to, co już powiedziałem: uważam, że niektóre kontrakty są mocno zawyżone na tę klasę rozgrywkową. Piłkarze muszą mieć świadomość, na jakim poziomie grają i powinni sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego gramy w trzeciej, a nie w drugiej lidze?
– No, ale umowa to święta rzecz, regulowana odpowiednimi przepisami i nie można sobie tak z dnia na dzień ją zmienić „po swojemu”.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie ma rzeczy niemożliwych, a już na pewno odnośnie dogadywania się pracodawcy z pracownikiem. Liczę się z tym, że część zawodników może nie zgodzić się na nowe warunki finansowe, ale od tego są negocjacje, żeby się dogadać i wypracować kompromis.
– OK, ale co będzie jeśli zawodnik nie zgodzi się na obniżenie pensji i nie będzie chciał rozwiązać umowy za porozumieniem stron?
– Różne mogą być scenariusze. Może do powstania „Klubu Kokosa” u nas nie dojdzie, ale chciałbym też zapewnić, że będziemy twardo renegocjować te kontrakty, bo najważniejsze jest dobro klubu. Ale póki co, to nie wybiegajmy tak daleko do przodu, wpierw musimy zasiąść do stołu, pogadać, zapoznać się z opinią sztabu szkoleniowego i dopiero wtedy będę mógł udzielić konkretnej odpowiedzi na to pytanie.
– Czy prawdą jest, że kilku piłkarzy z podstawowej jedenastki ma oferty z innych klubów. Fidziukiewicza podobno chce Motor i z Garbarnia, a Mrozińskiego Puszcza Niepołomice.
– Na pewno nie będziemy nikogo zatrzymywać na siłę, ale też nie oddamy kogoś za darmo – zawodnika, który związany jest kontraktem, a w nim tkwi zapis o odstępnym, w razie chęci opuszczenia Stali przed końcem wygaśnięcia umowy. Powiem więcej, już prezesi niektórych klubów, którzy wydzwaniali i sondowali możliwość transferu, wypożyczenia, usłyszeli jakie kwoty muszą przygotować i że mają na to określony czas. Nie zdążą, to ta stawka będzie rosła w górę. My jesteśmy w takiej sytuacji, że nic nie musimy. Możemy, a to zasadnicza różnica. Żeby jednak sprawa była prosta, to nie jest też tak, że chcemy komuś uprzykrzyć życie. Rozumiem piłkarzy, bo to są ambitni ludzie i każdy z nich chce grać w wyższej lidze, w mocniejszej drużynie, ale każdy ma swój interes. Najważniejsze, żebyśmy się szanowali i respektowali pewne reguły gry.
– Stąd pomysł o wystawieniu kilku piłkarzy na listę transferową?
– To nic szczególnego, czy nowego. Tak robi wiele klubów i poczekajmy na to, co przyniosą najbliższe dni.
– Pogadajmy o piłce. Zadowolony jest pan z końcowego wyniku, jaki osiągnęła drużyna na koniec rundy jesiennej?
– Trzecie miejsce w tabeli to dobra pozycja, ale mając w pamięci to wszystko, co zdarzało się naszej drużynie w trakcie rozgrywek, można, a nawet trzeba mieć duży niedosyt. Wiemy wszyscy, że miało być inaczej. Miała być walka o jak najszybszy powrót do drugiej ligi. Szansa wciąż na to jest, ale w jakiej bylibyśmy dzisiaj sytuacji, gdybyśmy nie pogubili punktów w meczach, w których nie wolno było ich gubić drużynie, która głośno mówi o awansie? Jak można było nie wygrać w Zamościu, albo przegrać z Jutrzenką? W 70. minucie tak doświadczony zespół prowadzi 2:0 i schodzi z boiska bez punktów…
Po spadku z II ligi, a więc nie wykonaniu powierzonego zadania, zarobki piłkarzy powinny być niższe, a nie pozostawione na tym samym poziomie
– Może trzeba było szybciej podjąć decyzje o zmianie trenera? Po co było to… dziwaczne, moim zdaniem, ultimatum? Trener Szydełko obronił się, wygrał, jak sobie życzył zarząd, dwa kolejne mecze, ale tak naprawdę niczego to nie zmieniło. Stal wciąż grała chimerycznie i gubiła punkty.
– To prawda. Ja też uważam, że źle się stało, że trener Szydełko tak długo był z tym zespołem. Czy wie pan, że ja już po meczu z Hetmanem zaproponowałem trenerowi rozstanie? Wróciliśmy wieczorem z Zamościa i powiedziałem mu, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeżeli sam zrezygnuje z pracy.
– Jak widać, mało skuteczny był pan wtedy, bo trener Szydełko nie złożył rezygnacji.
– Kasa, proszę pana, kasa! Nie mogliśmy sami podziękować trenerowi, bo to wiązałoby się z tym, że musielibyśmy zapłacić mu pensję do końca trwania umowy, czyli do końca czerwca 2021 roku. A nas na taki wydatek nie stać było. Nie mogliśmy zatrudnić kolejnego trenera, a innemu płacić za nicnierobienie. Stąd pomysł o tym ultimatum, po kolejnych słabych spotkaniach. Trener Szydełko przystał na te warunki. Jeżeli w meczach z Orlętami i z Siarką nie zdobyłby sześciu punktów, to pożegnaliśmy się na zasadach, które były dla nas korzystne.
– W końcu jednak do rozstania doszło i dlatego zapytam po raz drugi, czy dzisiaj, z pewnej już perspektywy czasowej, nie uważa pan, że nastąpiło ono zdecydowanie za późno?
– Szybciej po prostu się nie dało, a jeżeli byśmy to zrobili, to – powtórzę – odbiłoby się to na naszych finansach. W tym miejscu ponownie musielibyśmy wrócić do tematu umów, na które nie miałem wpływu.
– Jeszcze jedna rzecz mnie ciekawi, skoro jesteśmy przy trenerze Szydełce. Czy rozmawiał pan o grze drużyny, zadawał konkretne pytania dotyczące taktyki, postawy poszczególnych piłkarzy? Pytam, bo sam jest pan trenerem, więc na pewno inaczej niż kibice potrafi patrzeć na sprawy boiskowe?
– Bardzo często rozmawialiśmy o grze naszego zespołu. Jak pan wie, zwycięzców się nie sądzi, więc przypuszczam, że gdybyśmy wygrywali mecz za meczem, nikt w klubie nie czepiałby się trenera, ale tak nie było. To nie była tylko Jutrzenka, po której nam wszystkim ręce do kolan opadły, ale także wcześniejsze mecze. Te rozgrywane na swoim stadionie, z Lewartem czy z Chełmianką. Trener zawsze miał jedną odpowiedź: brak skuteczności. I raz, owszem miał rację z tą skutecznością, ale tylko raz. To było w meczu z Wisłą Sandomierz. Rzeczywiście zagraliśmy dobry mecz i mieliśmy mnóstwo okazji strzeleckich, ale tak było tylko w tym spotkaniu. Z Lewartem czy Chełmianką, pół sytuacji nie potrafiliśmy wypracować.
– Ja patrząc na grę naszej drużyny, nie mogłem zrozumieć, dlaczego trener Szydełko uparł się na granie trójką obrońców. A powiem panu, że zupełnie mnie zamurowało, jak zobaczyłem na lewej stronie obrony Wołodię Khorolskiego, na dodatek w najważniejszym meczu rundy, z Wisłą Puławy!
– Ja również zastanawiałem się i wypytywałem trenera, o co mu chodzi z tą grą trzema obrońcami. Tak można budować zespół, ale do takiego systemu trzeba mieć odpowiednich wykonawców. Bardzo dobrze widać to na przykładzie polskich drużyn ekstraklasowych. Ile z nich gra trójką w tyłach? Pan Adam Nawałka, kiedy był selekcjonerem, też próbował przestawić reprezentację na granie trzema obrońcami, ale po kilku miesiącach prób poddał się. W tym względzie bardzo różniliśmy się z trenerem Szydełko. On mówił o braku skuteczności, a moim zdaniem, największą bolączką była luka w obronie. Brak szybkiego powrotu do defensywy.
Kibice chcieliby przeczytać, jak mówię, że gramy o awans, a ja takiej deklaracji dzisiaj nie złożę
– To już przeszłość. Stal ma nowego trenera. Jaromir Wieprzęć prowadził drużynę w pięciu meczach, na początek przegrał w Sieniawie, a później odniósł cztery zwycięstwa i dzięki nim jesteśmy tam, gdzie jesteśmy, ale… 10 punktów wciąż jest do odrobienia.
– Kibice chcieliby przeczytać, jak mówię, że gramy o awans, a ja takiej deklaracji dzisiaj nie złożę. Realnie podchodzę do sprawy, widzę, jak wygląda sytuacja ligowa na półmetku, i wiem, kto najbardziej jest przygotowany w tej chwili na ten awans. Organizacyjnie, finansowo i sportowo. Takim klubem jest Wisła Puławy, która straciła jesienią tylko 12 punktów w 20 meczach. To jest naprawdę duże osiągnięcie. Te 10 punktów przewagi, które ma nad nami, to olbrzymi kapitał. Myślę, że zespół z Puław nie popuści. No bo kiedy mają walczyć o awans, jak nie teraz?
– Czyli my już nie walczymy o awans? Nie jesteśmy gotowi na II ligę?
– Tego nie powiedziałem. W piłce różne rzeczy się zdarzały. Ja tylko mówię, że ciężko będzie włączyć się do gry o drugą ligę z takim klubem, jak Wisła. Chcę, żeby kibice mieli tego świadomość. Dla mnie najważniejszy będzie kolejny mecz. W każdym liczyć się będzie tylko zwycięstwo. Co z tego wyniknie? Zobaczymy.
– Skąd ten pomysł o zaproszeniu na testy piłkarzy, którzy chcą grać w Stali Stalowa Wola? Chyba nie spodziewał się pan, że aż tylu chętnych jest do gry w naszej drużynie, a już na pewno, że będą jechać, pokazać się trenerom, z odległych zakątków Polski?
– Przyznaje, że nie spodziewaliśmy się tak dużego odzewu. Daliśmy ogłoszenie na naszym klubowym profilu, jeszcze przed ostatnim, zaległym meczem w Łagowie i od tamtej pory telefon rozgrzany jest do czerwoności. Większość to zawodnicy, którzy doskonale znają realia, znają klub, sporo jest wychowanków, których kiedyś ktoś skreślił, nie dając szansy sprawdzenia się, dużą grupę stanowią gracze z regionu, ale są też ludzie z Mazowsza, Podlasia, Gdyni, Nowego targu, Zakopanego, naprawdę z różnych stron. Myślę, że z tego grona trener wyselekcjonuje kilkunastu piłkarzy, którzy wrócą do nas w styczniu, kiedy drużyna rozpocznie przygotowania do rundy rewanżowej i dopiero po przepracowaniu pewnego okresu, zadecyduje o ich przydatności do zespołu.