– Jeżeli ta krzywa przyrostów zachorowań będzie rosła w takim tempie jak do tej pory, to do końca tygodnia służba zdrowia będzie już na granicy wydolności. Jeszcze przyjmujemy i obsługujemy pacjentów bo mamy kim, czym i mamy gdzie położyć tych pacjentów, ale żebyśmy mieli wszyscy świadomość, że stoimy już bardzo blisko krawędzi – mówił na poniedziałkowej sesji Rady Powiatu Andrzej Komsa, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w Powiatowym Szpitalu Specjalistycznym w Stalowej Woli.
W poniedziałek 26 października odbyła się zdalna sesja Rady Powiatu. Jednym z tematów wywołanych przez przewodniczącego rady Ryszarda Andresa była sytuacja szpitala wynikająca z obecnej sytuacji epidemicznej.
Krzywa zachorowań będzie rosła
– Sytuacja w szpitalu jest dynamiczna. Pacjentów dodatnich, covidowych mamy coraz więcej. Nie mamy możliwości odesłania ich do innych szpitali ze względu na brak wolnych miejsc bądź na bardzo wydłużony proces potwierdzenia zakażenia testem. To jest jeden z dużych problemów. Kolejnym problemem jest dość duża absencja personelu medycznego, zarówno pielęgniarskiego jak i lekarskiego, związana z kontaktem z tymi pacjentami bądź zakażeniem poza szpitalem. Mamy personel na kwarantannie z pozytywnymi wynikami, jak i pojawiają się zwolnienia L4, co dosyć mocno komplikuje bieżącą pracę szpitala – mówił Grzegorz Czajka, dyrektor Powiatowego Szpitala Specjalistycznego w Stalowej Woli. Poprosił także radę o wsparcie przy pozyskiwaniu odzieży ochronnej, maseczek, bo zapasy przy obecnej sytuacji bardzo szybko się wyczerpują.
Wiceprzewodniczący rady, a jednocześnie ordynator oddziału kardiologii inwazyjnej w stalowowolskiej lecznicy zaapelował, aby słowa dyrektora o dynamicznej sytuacji w szpitalu potraktować z dużym wykrzyknikiem. Dodał, że liczba dodatnich wyników testów w naszym województwie jest duża, co budzi ogromny niepokój. – To może oznaczać lawinowy przyrost, co spowoduje, że sytuacja stanie się absolutnie tragiczną – mówił Marek Ujda. Apelował także do wszystkich o przestrzeganie zasad reżimu sanitarnego i nie lekceważenie wirusa, który stanowi realne zagrożenie. Wiceprzewodniczący rady podkreślał także, że obecnie czas oczekiwania na wynik testu na koronawirusa to około 90 godzin.
Epidemia koronawirusa a inne choroby
– Nawet gdyby jakimś cudem epidemia zaczęła wygasać, a wiemy jakie jest prawdopodobieństwo cudu to ten impet nowych przypadków, które zarażają następnych będzie taki, że dojdziemy do ściany. Więc nie możecie się państwo zdziwić jeżeli za kilka dni komunikat będzie taki, że szpital jest pełny, że szpital zmienia się siłą rzeczy w większości w szpital covidowy, że jakieś nieliczne osoby stawiają się w pracy, bo reszta jest chora albo izolowana, albo kwarantannowana. To nie jest akt histerii, to jest stwierdzenie faktu – mówił Marek Ujda. – Rzeczywiście jeżeli ta krzywa przyrostów zachorowań będzie rosła w takim tempie jak do tej pory, to do końca tygodnia służba zdrowia będzie już na granicy wydolności. Jeszcze przyjmujemy i obsługujemy pacjentów, bo mamy kim, czym i mamy gdzie położyć tych pacjentów, ale żebyśmy mieli wszyscy świadomość, że stoimy już bardzo blisko krawędzi – mówił Andrzej Komsa. Marek Ujda podkreślał, że w związku z wystąpieniem epidemii ludziom nie przestały doskwierać inne choroby. I o ile przyjęcia pewnym osób do szpitala można przełożyć w czasie, to pacjent z zawałem, udarem czy z wypadku już nie poczeka. – W sytuacji kiedy tych chorych leczyć trzeba, mając świadomość, że z tymi pacjentami ostrymi może wejść koronawirus, zarazić pozostałych pacjentów, i doprowadzić do ogromnej ilości zgonów, proszę mieć świadomość jak trudne są te warunki. Staje się to równaniem z taką ilością niewiadomych, że momentami opadają ręce – mówił Marek Ujda.
Na sesji padło także pytanie o to co dzieje się z osobą przyjmowaną do szpitala, w okresie oczekiwania na wynik testu. – Takiego pacjenta przyjmujemy w miejsce obserwacji, bo nie możemy położyć go w oddziale gdzie są pacjenci ujemni, bo nie wiemy czy on jest dodatni czy ujemny. Tu jest duży problem teraz, ponieważ bardzo długo czekamy na wyniki testów. Kiedyś to było kilkanaście godzin, później do dwóch dni, a teraz to już są cztery dni. I ten pacjent czeka i jak gdyby zajmuje nam miejsce dla innych pacjentów i po prostu stajemy się niewydolni. Gdybyśmy mieli swój sprzęt do tych testów, które są wymagane i są najdokładniejsze to byłby dużo mniejszy problem. A tutaj te testy wykonują wydzielone laboratoria, których jest kilka w całym województwie. Według mnie takie maszyny powinny być w co drugim szpitalu powiatowym – mówił Andrzej Komsa.
Komentarze 1